Warszawa 2016
Ręce robocze w Afryce są tanie. Dwunogich zwierząt nie zabraknie nigdy. Czarni robotnicy nie są zorganizowani. Europa jest daleko. Cywilizowany biały człowiek ma tu wielkie pole do popisu. Może robić z krajowcami, co mu się żywnie podoba. W Europie nie dowiedzą się o tym.
Jest rok 1927. Tadeusz Dębicki, młody polski marynarz zaciąga się na belgijski statek, który płynie do Konga. Wyprawa, która początkowo jest dlań wyzwaniem i wielką przygodą, z czasem staje się też lekcją człowieczeństwa, humanitaryzmu.
Obserwując tubylców, poznając ich zwyczaje, konfrontuje je z zachowaniem przybyszów z Europy. Goście nie wypadają w tym pojedynku korzystnie. Skupieni na zysku (a nade wszystko wyzysku), cywilizowaniu autochtonów, doskonale czujący się w rolach zarządców i władców, realizują zamorską politykę swoich państw.
Bolesny obraz niszczenia i deprecjonowania kultury która uważana była na niską, prymitywną i niewartą uwagi.
Czarni robotnicy dźwigający niemałe ciężary, pogodzeni z maleńkimi racjami żywnościowymi, nie skarżą się na swój los. Kornie przyjmują uwagi, zastraszeni, ale też szanujący najeźdźców, z zaciekawieniem i niepewnością patrzą na zmiany w krajobrazie, które systematycznie realizują Europejczycy.
Budynki, maszyny, tzw. udogodnienia są zupełną nowością, w poukładanym i dostosowanym do potrzeb tubylców świecie. Zachłanność Europejczyków nie ma granic - eksploatują (rękami autochtonów) kopalnie cennych metali, są okrutni, bezwzględni, destrukcyjni.
Jednocześnie, mimo przenikliwości i narodowowyzwoleńczych przekonań, Dębicki pełen jest wstecznych, ciasnych poglądów (wyznaje teorię ras, tubylców traktuje z przymrużeniem oka, jako naiwnych głupców, ponadto nie docenia kobiet, jest do nich uprzedzony, a może tylko widzi w nich fizyczność i przypisuje im służalczy charakter).
Relacja Dębickiego jest pogmatwana, z jednej strony konserwatyzm wspomniany wcześniej, z drugiej antykolonializm. Gdzie leży prawda o autorze? Wątpliwości dotyczące jego postawy i przekonań przeszkadzały mi w odbiorze książki, która, choć spójna, powodowała u mnie momenty zawahania.
Obserwując tubylców, poznając ich zwyczaje, konfrontuje je z zachowaniem przybyszów z Europy. Goście nie wypadają w tym pojedynku korzystnie. Skupieni na zysku (a nade wszystko wyzysku), cywilizowaniu autochtonów, doskonale czujący się w rolach zarządców i władców, realizują zamorską politykę swoich państw.
Bolesny obraz niszczenia i deprecjonowania kultury która uważana była na niską, prymitywną i niewartą uwagi.
Czarni robotnicy dźwigający niemałe ciężary, pogodzeni z maleńkimi racjami żywnościowymi, nie skarżą się na swój los. Kornie przyjmują uwagi, zastraszeni, ale też szanujący najeźdźców, z zaciekawieniem i niepewnością patrzą na zmiany w krajobrazie, które systematycznie realizują Europejczycy.
Budynki, maszyny, tzw. udogodnienia są zupełną nowością, w poukładanym i dostosowanym do potrzeb tubylców świecie. Zachłanność Europejczyków nie ma granic - eksploatują (rękami autochtonów) kopalnie cennych metali, są okrutni, bezwzględni, destrukcyjni.
Jednocześnie, mimo przenikliwości i narodowowyzwoleńczych przekonań, Dębicki pełen jest wstecznych, ciasnych poglądów (wyznaje teorię ras, tubylców traktuje z przymrużeniem oka, jako naiwnych głupców, ponadto nie docenia kobiet, jest do nich uprzedzony, a może tylko widzi w nich fizyczność i przypisuje im służalczy charakter).
Relacja Dębickiego jest pogmatwana, z jednej strony konserwatyzm wspomniany wcześniej, z drugiej antykolonializm. Gdzie leży prawda o autorze? Wątpliwości dotyczące jego postawy i przekonań przeszkadzały mi w odbiorze książki, która, choć spójna, powodowała u mnie momenty zawahania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz