środa, 11 listopada 2015

Lee Child - Siła perswazji [recenzja]

Jestem zaskoczona, ponieważ nigdy wcześniej książka o perypetiach Jacka Reachera nie powodowała u mnie nudy. Tym razem ziewałam przeciągle i z utęsknieniem czekałam zakończenia.
Bardzo dziwna sytuacja. Po pierwsze ze względu na talent Childa do tworzenia mocnych, sugestywnych powieści, a po drugie ze względu na schemat, którym się on posługuje, a który do tej pory w zupełności mi wystarczał.
Child nie gimnastykuje się zbytnie w kwestii koncepcji: jego flagowy bohater za każdym razem wpada w podobne tarapaty: podróżując bez bagażu po USA, nagle wpada w jakąś niebywałą kabałę, w wyniku której albo staje się ściganym, albo ścigającym. Przy okazji pomoże uciśnionym lub zlikwiduje źródło przestępczości bądź innego terroru, a wszystko to dzięki przemyślanym (wyuczonym w wojsku) krokom oraz przemyślanemu gospodarowaniu zastanymi na miejscu zasobami ludzkimi.
Nie ma potrzeby rozwodzenia się nad jego stylem i fabułą, to prosta literatura, gdzie istnieje jasno określone dobro i równie widoczne zło. Gdzie dialogi są proste, zdania krótkie, opisy precyzyjne i pomijające zbędne opisy przyrody, czy niepotrzebne przemyślenia poszczególnych bohaterów akcji. Ma się dziać i dzieje się. Po prostu.
Tym razem Reacher trafia do Bostonu. W drodze do baru spotyka wychodzącego z filharmonii mężczyznę, który wedle jego wiedzy nie powinien żyć już od dziesięciu lat. Xavier Quinn przed laty pozostawał w pewnej zależności z Jackiem Reacherem. Okazuje się, że rachunki, które miały być wyrównane dawno temu, wciąż czekają na finalizację.
Reacher zaczyna działać, przecież on nie pozostawia domkniętych spraw. Rozpoczyna się misternie utkana intryga, której celem jest poznanie prawdy i wymierzenie sprawiedliwości.


1 komentarz: