Dziewczyna z zapałkami utwierdziła mnie w przekonaniu, że poeci nie powinni zajmować się prozą. Takie doraźne wahnięcie, eksperyment z własną twórczością zazwyczaj kończy się albo śmiesznie albo smutno (bo żałośnie). Jeśli jest się w czymś dobrym, należy przy tym zostać. Kropka. Chwilowa nawet transformacja może obrócić w pył cały wypracowany latami autorytet.
Dziewczyna z zapałkami to najlepszy tego przykład. Poetyckie spojrzenie na świat, przeobrażenia lingwistyczne, zabawy językiem i znaczeniami w tej prozie brzmią sztucznie, pretensjonalnie, wtórnie, egzaltowanie. Straszne.
Autorka opisuje tutaj rozterki Hanny, bohaterki będącej alter ego autorki. Jako młodziutka dziewczyna wyszła ona za mąż, by wyrwać się z domowych zależności. Trafia z deszczu pod rynnę - staje się solą w oku teściowej. Sam mąż, Paw, okazuje się być skrajnym pracoholikiem, maminsynkiem i w gruncie rzeczy człowiekiem zupełnie obcym, zimnym. Hanna zatraca siebie, traci serce do pisania, do własnego życia. Staje się matką, sprzątaczką, gospodynią. Tyle. Brak zrozumienia i ciepła małżeńskiego, niechęć teściowej, problemy finansowe, codzienne trudności i cierpienia powodują, że życie staje się dla bohaterki pasmem krzywd, bólu, cierpień.
W zasadzie zwyczajne cierpienie, takie, które dotyka wiele kobiet. Odczuwanie swego życia jako klęski, brak spełnienia, dobijająca proza życia. Janko nie wnosi do tematu niczego nowego, po prostu podaje go na swój (ciężkostrawny) sposób.
Nie wiem czy ta książka miała być autoterapią dla autorki, przestrogą, spowiedzią? Dla mnie była truistycznym bełkotem na ważne tematy. Sposób opowieści kompletnie mija się z moją wrażliwością i sposobem odbierania świata. Bardzo umęczyłam się tą manieryczną, egzaltowaną opowieścią.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz