sobota, 22 marca 2025

Torgny Lindgren - Przepis doskonały [recenzja]

 

Przekład: Dawid Jabłoński

Wydawnictwo Art Rage

Warszawa 2025


Każde spotkanie z twórczością Lindgrena jest dla mnie i zaszczytem i przygodą. Jego poczucie humoru, silnie zabarwione absurdem, umiłowanie groteski, czasem odniesienia do dzieł wielkiej literatury (nawiązanie do Doriana Graya było poruszające i prawdziwie zabawne) są ucztą dla czytających.

Jest w tym pisarstwie swawola i szaleństwo. Zwyczajne szaleństwo. Nieskrępowane, naturalne, sprawiające wrażenia płynącego z potrzeby, bardzo na miejscu, nieprzekombinowane, wystarczające, nie za zbyt, niezbyt nadto. 

Przy całej tej energii słowa i języka trzeba jeszcze mieć przestrzeń na poruszanie się między prawdą a fikcją, tym co rzeczywiste, a tym co iluzyjne. 

Gdy, po raz kolejny, okazuje się, że przeszłość ma wielki wpływ na to co dzieje się dziś, Autor próbuje oswoić czytelników z tą właśnie prawdą. Czasem zbrodniarz wojenny udaje komiwojażera. Czasem dziennikarz udaje, że historie, które opisał i spreparował wydarzyły się naprawdę. Czasem pensjonariusz domu starców młodnieje, strasząc tym samym personel zakładu. Czasem ktoś jeździ po całym regionie Szwecji, by znaleźć doskonały salceson. Czasem wiejski nauczyciel wygłasza do gruźlicznych uczniów tyrradę o "wykasływaniu się do zdrowia". Takie sprawy. Takie historie. Takie emocje. 

Jest dziwnie, ale nie dziwacznie, jest z morałem, sensem i wielką swobodą i wyobraźnią. 



wtorek, 18 marca 2025

Anna Burns - Mleczarz [recenzja]

 

Przekład: Aga Zano

Wydawnictwo: Art Rage

Warszawa 2024 


Jakaż to jest gęsta lektura!

Struktura opowieści: zwarta i naprężona, emocjonalna i niewygodna doskwiera od pierwszej strony.

Dialogi i monologi, przemyślania i opisy spiętrzone w jednym wyniosłym i wielkim ciągu zdań, w którym i ciężko im zaistnieć i trudno utrzymać uwagę. 

Ta uważność, konieczna do bycia w lekturze, jest wyzwaniem i lękiem. Bo, z jednej strony, trzeba ją znaleźć i się jej mocno chwycić, a z drugiej utrzymać. Autorka tego nie ułatwia, dokładając co i rusz kolejne przemyślenia, bohaterów i akcje, splecione w jednym mocnym potoku świadomości. I przekleństwo, i wyzwanie.

Bardzo lubię ten zabieg fabularny, który opiera się na anonimowości i niedopowiedzeniu: nieokreślone miasto, brak wskazania lat, wspomnienie konfliktu, którego umiejscowienia można się domyślać z historii najnowszej. 

I bohaterka, też niezwykła. Różni się od wszystkich. Nie tak banalnie, jak to zwykle bywa: kolorem włosów, czy umiejętnościami. Ona po prostu nie chce być tłem, nie chcę się wtapiać, nie chce powielać rodzinnych schematów. Nie chce jeździć do pracy, woli do niej iść, czytając po drodze książkę. Chce uczyć się języków i biegać ze szwagrem pomiędzy małymi akwenami wodnymi. Jej niepospolitość i brak zgody na płynięcie z nurtem zwraca uwagę okolicznego bojówkarza, zwanego Mleczarzem. Dziewczyna nie chce relacji, stara się jej unikać, ale plotki już się pojawiały. 

W mieście w którym nie ma nazwy, jest dużo odniesień do irlandzkich realiów lat 90. Tak to odczytuję. Tam nawet wyznanie, strona ulicy, zachód słońca czy kolory flagi mogą być przyczynkiem do ostracyzmu (w najdelikatniejszej odsłonie) lub śmierci. Czas terroru i zapaści. Wymuszonego (i niewymuszonego) konformizmu, a także postawienia się po jednej ze stron.

Doceniam zamysł, eksperymentalny język, barokowe nagromadzenie środków stylistycznych i fabularnych, ekspresji, absurdu, rytmu. Wolnego, uważnego. Wspaniale jest poświęcać czas na szczegóły, szczególnie w powieści. Potoczystość, finezję i fantazję. Wielką pracę wykonała tłumaczka: przekładając słowa zarówno pod względem formy, jak i znaczenia, dodając koloryt lokalny, ale także odniesienie do języka na który treść jest przekładana. Do tego inteligencja i lekkość. Brawurowa praca!

Niespieszna opowieść, ekwilibrystyka słowna, gdzie każde przeinaczenie mogło skutkować atakiem lub zagrożeniem życia, a do tego pewnego rodzaju groza potęgowana właśnie niespiesznością plus realia czasów w których aż gotowały się społeczne nastroje to przepis na mocną i niezapomnianą lekturę.





niedziela, 2 marca 2025

Agnieszka Dauksza - Jaremianka. Biografia [recenzja]

 

Wydawnictwo: Znak

Kraków 2019


Maria Jarema, czyli tajemnica. 

Mimo upływu czasu, przeczytanej biografii, obejrzanych dzieł wciąż jest dla mnie zagadką. I to komplement. Fotografia z okładki bardzo oddaje wszystko to z czym kojarzy mi się twórczość Jaremianki: moc, sekret, misterium, eteryczność.

Rzeźbiarka, malarka, kostiumografka. Emancypantka, aktywiska, pionierka.

Czasy, w których żyła determinowały zdarzenia i decyzje, kroki i posunięcia: kolejne wojny, okupacja, zmiany granic, kryzys, bieda, polityka i przeobrażenia ustrojowe. 

Urodzona w Starym Samborze życie spędziła (w większości) w Krakowie. Tam obcowała z z wielkimi świata sztuki nazwiskami: od Gottliebów czy Dunikowskiego po Kantora. Współtworzyła Grupę Krakowską, awangardę tamtych czasów. 

Miała wyraziste poglądy na sztukę i życie. Wykreowała i wierzyła w obraz artysty, który ma prawo eksperymentować i ryzykować. Ta postawa nie raz sprowadzała na Jaremiankę kłopoty, zarówno z władzami, jak i krytykami sztuki. Wierność sobie - ta dewiza chyba najmocniej oddaje twórczy kanon Artystki. Takie proste i takie trudne zarazem.

Autorka skrupulatnie i z oddaniem relacjonuje poszczególne etapy życia swojej Bohaterki. Sięga do źródeł, udaje się nawet w podróż śladami paryskimi Jaremianki, szuka odpowiedzi na pytania. Wiele pytań.

I, mimo wielkiej pracy i mocy faktów jakimi dysponowała, niestety, nie raz skręciła w drogę domysłów i fabularyzowanie tego co niedostępne: myśli, konkretnych wyborów i zachowań. To niedopuszczalne w biografii. Przypuszczenia ubrane w pewność (nieznanego pochodzenia) osłabiają moc tej publikacji.

środa, 22 stycznia 2025

Sebastian Barry - Czas starego Boga [recenzja]

 

Przekład: Aga Zano

Wydawnictwo ArtRage

Warszawa 2024


Najważniejszy jest brak pośpiechu, swego rodzaju niemrawość. To one tworzą tę opowieść, nadają jej ramy, a także ustawiają nastrój czytelnika i wprawiają machinę narracyjną w odpowiednie tempo. Trochę flegmatycznie, czasem namaszczone szorstkim, oszczędnym stylem.

Książka labirynt, książka idąca do przodu i zawracająca, w której mieszają się teraźniejszość z przeszłością. Poetyckość i wyjątkowość o jakie podejrzewany jest Autor nie są, według mnie szczególnie reprezentowane. Gubienie wątku co i rusz, wspomnienia łączone z teraźniejszością, przemyślenia przetykane opisami. Zbyt wiele kombinacji, by mogło się udać.

Wszystko to razem powodowało u mnie umęczenie tematem, Autorem i jego stylem. Poprzez liczne zabiegi zmieniające tempo i czasoprzestrzeń, dręczące retrospektywy nie ma czytelnik pola manewru, miejsca na smakowanie literatury. Szukając zgubionego wątku, próbując połączyć kolejny oderwany fragment z resztą opowieści traci się się siłę i chęć do dalszego eksplorowania prozy Barry'ego. Wybór tej właśnie formy zmniejsza jej atrakcyjność.

Temat, widoczny potencjał Autora, atmosfera mroku i niepewności były zapowiedzią czegoś wyjątkowego, niezwykłego. Wszystko to jednak ugrzęzło w niepotrzebnym skomplikowaniu całości. 

Bohaterem powieści jest emerytowany policjant, Tom Kettle, który wyprowadził się nad brzeg Morza Irlandzkiego i postanowił wieść spokojne, ciche życie rentiera. Snując wspomnienia wraca on do ważnych dla siebie chwil i ludzi. Pewnego dnia wraca do niego zawodowa przeszłość - dwaj policjanci proszą o pomoc w rozwikłaniu sprawy, która była też udziałem Toma. Wraca przeszłość. Niewygodna i zła.

wtorek, 14 stycznia 2025

Santiago Roncagliolo - Rok, w którym narodził się diabeł

 

Przekład: Tomasz Pindel

Wydawnictwo ArtRage

Warszawa 2025


Parafrazując pewną powieść polskiego noblisty rozpocznę od tego, że wzmiankowany w powieści 1623 "był to dziwny rok, w którym rozmaite znaki na niebie i ziemi zwiastowały jakoweś klęski i nadzwyczajne zdarzenia". Tak było w peruwiańskiej Limie. Najpierw nowicjuszka w klasztorze klarysek rodzi potwora o dwóch głowach, języku rozwidlonym i ośmiu kończynach. Później życie tracą (niektórzy) naoczni świadkowie narodzin, a na dodatek pojawia się mistyczka czy może bardziej błogosławiona, która lubuje się w noszeniu cierniowej korony i samobiczowaniu na przydomowej łące. Mieszkańcy miasta wielbią Różę, bo tak ma na imię ta niewiasta, Święta Inkwizycja widzi w niej heretyczkę, a nawet czarownicę. 

Na wszystkie te dziwy (powiększone o korupcję, kumoterstwo, nepotyzm, złodziejstwo i szeroko rozumianą przestępczość) patrzy młody, niedoświadczony, skromny konstabl trybunału inkwizycyjnego, Alonso Morales, syn bławatnej handlarki. Swą prostodusznością i otwartością zyskuje przychylność magistra, swego przełożonego, który wśród knowań i fałszywych przyjaciół szukał niedoświadczonego i nieobarczonego doświadczeniami życiowymi współpracownika. Do tego momentu jest nieźle. Akcja płynie wartko, awanturniczo, na poły dziko i niespodziewanie - w końcu to nieokrzesane czasy, gdzie konkwistadorzy sieją zamęt i przerażenie. Nikomu nie można ufać, bardzo łatwo stracić popleczników, jeszcze łatwiej życie, a Święta Inkwizycja walczy o hegemonię z wicekrólem. Kto ważniejszy, kto znaczniejszy, kto ma rząd dusz?

A wszystko to skąpane w kłamstwie, podwójnych standardach czy morzu knowań. Alonso szybko uczy się życia, wielokrotnie przypłacające te nauki porażkami i to groźnymi dla życia. Nie raz przyjdzie mu salwować się ucieczką, nie raz zawiedzie się na ludziach, a wokół wielka historia i wielkie awantury.

Autor przeszarżował. Niektórych wątków nie skończył, inne wykończył (dosłownie i w przenośni), zbyt wiele się dzieje, czasem aż tak wiele, że to nużące. Naprawdę - nadmiar akcji wywołuje nudę. Paradne.

I, choć doceniam sam pomysł, a także wielostanowy portret społeczeństwa i wpływ jakie miała na nie ówczesna polityka (doprawiona kościelnym fanatyzmem i obłudą), to wstawki mistyczne, wątek rodzinny są nużące, a w przypadku mistycznym: niewiarygodny i czasem śmieszny, a w przypadku rodzinnym: konstrukcja tego odłamu intrygi jest nużąca i potraktowana powierzchownie. Takie moje zdanie.

Ciekawa jest także przemiana głównego bohatera, jednak wydaje mi się, że zabrakło zdolności literackich, by można było w nią uwierzyć.


sobota, 4 stycznia 2025

Phil Klay - Przerzut [recenzja]

 

Przekład: Krzysztof Cieślik

Wydawnictwo Cyranka

Warszawa 2023


I chciałam i nie chciałam przeczytać tej książki. Nie chcę wojen, nie chcę o nich słyszeć, nie chcę o nich czytać, niech się nie toczą. Niech to życzenie się stanie.

A jednak sięgnęłam po "Przerzut". A tam całe spektrum wojennych traum, koszmarnych wspomnień, historii, które nie chcą wyjść spod powiek, nie dadzą się zapomnieć. Każda kolejna opowieść to inny żołnierz i inny front, inna wojenna rzeczywistość w której przyszło walczyć współczesnym amerykańskim żołnierzom.

Jest historia żołnierza oddelegowanego do zbierania trupów, jest opowieść kapelana, trafia się nawet historia pracownika administracyjnego. Szerokie spektrum. Są także bardzo mocne powroty z misji do rodzin, które przez cały ten czas nieobecności żyły własnym życiem, oddalały się, traciły wspólne światy. Są rozwody, ucieczki, odejścia, używki, strach i samotność, tęsknota za misją/współtowarzyszami/karabinem. Są próby samobójcze, terapie, odrzucanie powojenne rzeczywistości, oglądanie się za siebie, szukanie zagrożenia i wroga. W warunkach pokoju.

Książka momentami jest publicystyczna, momentami reportażowa, czasem wydaje się być wspomnieniowa, za każdym razem blisko swojego bohatera. A my, czytelnicy, czujemy wówczas jakbyśmy oglądali te wydarzenia z tylnego fotela, gdzie wciąż czuć bitewny kurz. 

A najmocniejsze wydają się być te jednostkowe historie w kontekście machiny wojennej, polityki i perspektywy wojennego everymana, który jest tylko małym trybem, mięsem armatnim. Wszystko to nicość.





Jacek Dehnel - Tajna Warszawa [recenzja]

 

Wydawnictwo Agora

Warszawa 2024


Historie zbrodni, kradzieży i oszustw w międzywojennej stolicy opisane w tygodniku "Tajny Detektyw". 

Jacek Dehnel ma naturę kolekcjonera. Efektem tej skłonności są zbiory wspomnianego wyżej magazynu kryminalnego. Dla mnie odkryciem płynącym z tej książki są bardzo interesujące przedruki znakomitych fotokolaży wybitnego grafika, rysownika i fotografa - Janusza Marii Brzeskiego. Cóż to była za postać! To temat na osobny artykuł, a pewnie nawet i całą książkę. 

Jego prace są pełne ducha czasów, a często także nowatorskich metod i środków, które czasem idą w stronę konstruktywizmu, czasem są typowymi kolażami, czasem mocnym komentarzem do opisywanych wydarzeń, czasem reporterskim dopiskiem fotograficznym. Znakomita robota!

Niezbywalną wartością książki jest spojrzenie na przedwojenną Warszawę, ale nie tą pocztówkową i pełną tęsknoty, ale stolicę podejrzaną, mętną i pokątną. Wspólnie z Autorem śledzimy prasowe newsy przefiltrowane przez Dehnela dowcip i literacki smak. A czego tam nie ma: zuchwałe kradzieże, pijackie awantury, orgie dekadenckie, tajemnicze zniknięcia, ale też brutalne, bolesne, smutne. 

Przedwojenny tabloid, współczesny inteligentny i prawdziwie porywający język Dehnela, a także wychwalana przeze mnie szata graficzna. Niezwykły zestaw.

Odkrywanie przez czytelnikami nie tyle zbrodni, co ich kontekstów społecznych i obyczajowych jest bardzo ciekawe. Do tego przewodnik po (nomen omen) tamtym świecie to nie tylko fascynat czasów, ale także znawca i czuły obserwator.