wtorek, 15 października 2024

Hanna Krall - Jedenaście [recenzja]

 

Wydawnictwo a5

Kraków 2024


I nie wiem.

Czy to kwestia przyzwyczajenia i oczekiwań, że dostanie się książkę pisaną taką, jak zwykle? Czy to tęsknota za stylem dawno znanym i lubianym, charakterystycznym i tak idealnie pasującym do Autorki? Nie wiem. 

Jedno jest pewne: "Jedenaście" jest zupełnie inne niż można się było spodziewać. Czy zaskakujące? Wbrew pozorom: nie. Prędzej rozczarowujące.

To zbiór miniatur o bardzo szerokim zakresie tematycznym: od uchodźców tracących życie na granicy polsko-białoruskiej, po wojnę w Ukrainie, po covid, pogromy i Zagładę. 

Ważne są pojedyncze słowa, skojarzenia, wspomnienia: ołówek, czaszka zapisana towarzystwu szekspirowskiemu czy stary fotel. Każde z powyższych jest tematem, osią dla opowieści, wspomnieniem uchwyconym na karcie. 

Ten zbiór można traktować jak wpisy z dziennika/bloga/etc. Czasem luźne myśli, czasem gorzkie przemyślenia, czasem prawdy, które nie pozostawiają złudzeń. Dojrzałość i życiowy bagaż odbierają słowom nieważkość, piętnują je znaczeniami, często ciężkimi i topornymi. Jednak czasem zdarzają się i jaśniejsze tony - jak wtedy, gdy rzecz dotyczy pomocy i chęci jej niesienia przez zwykłych ludzi.

To, co można potraktować jak część wspólną dla "Jedenastu" - zbiór przemyśleń i konstatacji jest dla mnie przeszkodą. Wielość poruszanych materii, przeplatanie przeszłości z tym co jest bolesne teraz powoduje, że zbyt wielkie jest nagromadzenie trosk i wątpliwości w jednym miejscu, a przez to, poruszane tu tematy tracą na znaczeniu, rozmywają się w mnogości doświadczeń i przykładów.

Gdy Hanna Krall publikowała wcześniejsze książki, skupione wokół jednego zagadnienia, ich moc była nieporównywalnie większa. Tutaj motywem wiodącym można uznać zło, zepsucie człowieka, jego okrucieństwo, niepomne lat i historii. To zrozumiałe, a jednak nie działa tak mocno jak kiedyś.