Wydawnictwo Cyranka
Warszawa 2024
Świetna okładka Cyranko! Brawo!
O przyswajalności tekstu Autorki decyduje jego objętość. Brzmi nieobyczajnie? Rzecz w tym, że zawarta w tekście kawalkada językowej ekwilibrystyki i inteligencji jest tak mocno skondensowana, że na dłuższą metę (w przełożeniu na ilość stron) nieznośna. Odniesienia literackie, skojarzenia kulturowe, popkulturowe, obyczajowe, czasem historyczne górują nad fabułą. Czasem sprawia to wrażenie jakby była ona jedynie tłem dla popisów językowych.
Znakomity jest pomysł na opowieść - po latach zjawia się ojciec, który porzucił córkę jeszcze w dzieciństwie. Konfrontacja wspomnień silnego, atrakcyjnego niegdyś bon vivanta z mocno postarzałym, wystraszonym, wyleniałym (takie określenie też się pojawia się w treści) osobnikiem sprawia piorunujące wrażenie. Pojawia się znikąd, nic o sobie nie mówi, nie informuje również o długości pobytu. W niewielki warszawskim mieszkaniu mijają się zatem trzy pokolenia: zmuszone koegzystować z przeszłością, boleścią, traumą, niedopowiedzeniami i ciekawością. Porzucona córka, ojciec rozczarowany rodzicielstwem, ale chyba bardziej sobą, a do tego proza życia: praca, chorujące dzieci i zepsuta lodówka ze zjełczałym masłem.
Historia starzejącego się ojca, nijak niepodobnego do obrazu z pamięci, który wraca tylko w momentach żenujących żartów jak z dawnych czasów. To był świetny przyczynek do mocnej fabuły. Autorka chciała stworzyć widmo tajemnicy, niepewności, która miała tłumaczyć obecność rodziciela. Jednak z czasem, z każdą kolejną stroną ten wątek tracił na sile. Rozmywa się on i trwoni w pysznych grach językowych.
Rozkładając pawi ogon kompetencji i językowej lotności zasłania Autorka to co kluczowe - opowieść. Umiejętności w roli hamulcowego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz