Wydawnictwo: W.A.B.
poniedziałek, 30 listopada 2020
Alek Rogoziński - Teściowe w tarapatach [recenzja]
Wydawnictwo: W.A.B.
czwartek, 26 listopada 2020
Sylwia Chwedorczuk - Kowalska. Ta od Dąbrowskiej [recenzja]
Wydawnictwo: Marginesy
wtorek, 17 listopada 2020
Mikołaj Grynberg - Poufne [recenzja]
Wydawnictwo: Czarne
Wołowiec 2020
Grynberg jak zwykle kameralny.
Pierwsze skrzypce wciąż gra w jego prozie zmilczenie, bezgłos, domyślniki. To nie zarzut, to luźne spostrzeżenie. Wyżej wymienione cechy pasują do utworów Grynberga jak ulał. Poruszana w nich tematyka najlepiej się czuje w intymności, spokoju, zdaniach oznajmujących, nie wykrzyknieniach.
Ta oszczędność budzi u Czytelnika pokorę i uwagę. Skłania ku refleksji i wyciszeniu, zadumie i empatii.
Zdarzenia przedstawione w książce to przede wszystkim życie z odziedziczoną traumą przedstawicieli drugiego i trzeciego pokolenia.
Ich wspomnienia z dzieciństwa, lat młodzieńczych, przeplatają się z teraźniejszością, w której sami już muszą dźwigać rozmaite społeczne role, silnie emocjonalne, obciążone wielką odpowiedzialnością za kolejne pokolenia.
Według mnie bardziej niż ciążący nad wszystkimi bohaterami mroczny cień Shoah, dotkiwy jest obraz postępującej starości, zmieniania się rodziców, ich powolnego gaśnięcia, z którym bardzo ciężko się pogodzić. Ojciec, który był motorem i siłą napędową działania, na starość dziwaczaje, krzyczy z balkonu, coraz mocniej też zamyka się w sobie. Dzieci przejmują role rodziców, czasem są rozjemcami, czasem moterem działania (historia z ciotką profesorką), coraz częściej zaś niosą trud bycia główną siłą sprawczą rodziny, a co gorsza, także punktem odniesienia.
Opowieść o odchodzeniu, przemijaniu, życiu z pewnego rodzaju piętnem historii, ale także zapasem miłości, przywiązania, bycia wspólnotą w sprawach fundamentalnych i błahych. Dobra lekcja szacunku do swoich pokoleń zstępujących, ale też wstępujących, zwrócenie uwagi na relacje, kontakty, wspólne historie i te elementy, które tworzą poczucie bliskości i podobieństwa: odbywane cyklicznie niedzielne obiady, rozmowy, rytualne, powtarzające się zachowania i przyzwyczajenia, będące składową odrębności i niepowtarzalności poszczególnych członków rodziny.
Te historie, zaiste, są "Poufne": sekrety rodziny, tajemnice rodzeństwa, zatargi, animozje, uczucia i namiętności. Tak jak w niemal każdej innej rodzinie.
Odnoszę też wrażenie, może mylne, że bohaterowie naznaczeni są odejściem, jakby samo ich wspominanie i umieszczanie w historii było sposobem na pożeganie.
Jak wiele można powiedzieć mówiąc naprawdę niewiele.
środa, 11 listopada 2020
Haruki Murakami - Pierwsza osoba liczby pojedynczej [recenzja]
Przekład: Anna Zielińska-Elliott
Wydawnictwo: Muza
Warszawa 2020
Stan Musial. Mój ulubiony baseballista ever. Najlepszy batter, do tego weteran wojenny, odznaczony Medalem Wolności, człowiek wielu talentów, z życiorysem, którym można obdzielić kilka osób. Dopiero wspomnienie Musiala (w utworze "Wiersze zebrane o drużynie Yakult Swallows") poruszyło we mnie czułą strunę i spowodowało, że najnowszy zbiór opowiadań Murakamiego "zaczął mi leżeć".
Murakami kocha baseball i wspomnianym wyżej opowiadaniem dał temu wyraz. Wspaniałe wspomnienie z dzieciństwa o złapaniu piłki z home runa tylko wybudziło moją słabość do tego wyjątkowego sportu. Ja na pierwszym swoim meczu (jako widzka) dostałam piłką z home runa w kolano. Bolało miesiąc.
PS w Polsce znajduje się stadion baseballowy im. Stana Musiała. Jest taki w kutnowskim ośrodku Europejskiego Centrum Małej Ligii Baseballowej. Dość o tym.
Murakami zapuszcza się do różnych ogródków. Wolno mu. W jednym z utworów wraca do swej bezpiecznej krainy z pogranicza snu i jawy ("Wyznanie Małpy z Shinagawy"), gdzie próbuje dociec, czy jego spotkanie z mówiącą i masującą plecy małpą, było li tylko snem czy może jednak jawą. Niejasności podsyca oszczędnie, by jednak w finale dopełnić wątpliwości na całego.
W pamięci zapadł mi też "Karnawał" nawiązujący do utworu Schumanna. Jest on punktem wyjścia do historii pewnej znajomości, która, skupiona wokół muzycznych fascynacji nie pozostawia miejsca na nic innego. Gdy rzeczywistość puka do drzwi, okazuje się, że ludzie mają wiele twarzy, z jednej strony melomani, gustowni i akuratni, z drugiej zaś, kryjacy tajemnice, mniej i bardziej brudne. to trochę także przestroga dla tych, którym z łatwością przychodzi tzw. ocenianie książki po okładce - nic bardziej mylnego niż fasada wykreowana na potrzeby obcych. Za nią kryje się moc namiętności i niewiadomych.
Tytułowe opowiadanie z kolei, pozostawione na finał to doskonała kropka nad i. Z jednej strony trąci anegdotą, z drugiej przestrasza bezpardonowością bohaterki drugoplanowej. Ludzie są niebezpieczni i pełni uprzedzeń, mimo naszych starań, by przy zachowaniu całej możliwej transparentności przejść przez życie suchą nogą. Kolejne ostrzeżenie, a może też rodzaj upomnienia dla Autora, który zdaje się być bohaterem wszystkich składowych tego zbioru.
Murakami pokazuje dystans, wspaniałomyślnie dopuszcza nas do swoich wspomnień, myśli i zdarzeń losowych, które miały, bądź mogłyby mieć miejsce. Z lekością, swadą i przychylnością zaprasza nas w świat swoich przemyśleń, małych tajemnic, zwyczajów. Skraca dystans, kupuje Czytelnika tą niewymuszoną bezpośredniością, która dominuje nad formą przekazu. Bo, według mnie, opowiadania nie są jego mocną stroną, ratuje się właśnie poprzez to otwarcie na dialog. I Stana Musiala, rzecz jasna.
Za egzemplarz książki dziękuję wydawnictwu:
niedziela, 8 listopada 2020
Zyta Rudzka - Tkanki miękkie [recenzja]
Wydawnictwo: W.A.B.
wtorek, 3 listopada 2020
Dorota Kotas - Pustostany [recenzja]
Wydawnictwo: Niebieska Studnia
Warszawa 2019
To się nazywa debiut!
Niepokojący, oniryczny, zaciągnięty apatycznym, trochę melancholijnym kolorem, który spowija zobrazowaną w powieści warszawską Pragę Południe.
Bohaterka, zdawać by się mogło, że alter ego Autorki, prowadzi niezwykle dekoniunkturalne życie, w którym prym wiedzie bycie ze sobą samą. Żyjąc minimalnie, ograniczając swoje potrzeby, zaspakaja je czerpiąc z dóbr jakie znajduje w opuszczonych mieszkaniach niedawno zeszłych sąsiadek.
Niemal każda z nich umarła na raka, niemal każda zostawiła swoje lokum bez potomnych. Bohaterka zakrada się więc do pustostanów, ogląda przedmioty zmarłych, dojada zapasy, ubiera się w ich ubrania, czasem też odpisuje na ich korespondencje.
Większość czasu (do czasu) spędza w oknie, obserwując to co dzieje się na chodniku i widzianym z kuchennego okna bazarze na Szembeka. Śledzenie handlarzy, okolicznych pijaczków, a także klientów i konsumentów poszczególnych stoisk i straganów daje jej namiastkę życia. Obserwowanie sprzedawczyni z mięsnego, pani od pączków czy tej z monopolowego jest treścią jej dziennych zmagań z codziennością.
Mimo swojej całkowitej niechęci do ludzi (przy jednoczesnym deklarowaniu humanizmu), czasem musi ona wyjść z pieczary, by w krytycznych sytuacjach zarobić na siebie. Krotochwila w kiosku ruchu, farsowny moment wśród wyprowadzania psów czy kwiaciarni, a na finał dłuższy postój w roli kawiarnianej baristki. Każda z tych ról to duży sprawdzian dla możliwości i odporności psychicznej Bohaterki. Jej główna towarzyszka - samotność nijak się ma do buzujących w emocjonalnym środku możliwości i kreatywności. Strach przed światem, wyciszany na różne sposoby nie ustępuje. Dodatkowo zbyt obszerna wrażliwość nie ułatwia zadania.
Strzępki relacji międzyludzkich, na jakie zdobywa się Bohaterka, są zaprojektowane na chwilę i mają ściśle wyznaczone granice. Ich przekroczenie kończy się natychmiastowym zerwanie kontaktu. Tak, jak choćby w przypadku właściciela mieszkania, w którym pokój najmuje Narratorka.
Gęsto, cierpko jest od niewypowiedzianych lęków i poruszeń. Nieprzepracowane zaszłości, zaległe traumy i traumki wciąż siedzą okrakiem na Bohaterce nie dając jej odetchnąć pełną piersią.
Język Doroty Kotas ma w sobie ten nerwowy impet, który nie dość, że prowadzi jej Bohaterkę przez różnorakie wewnętrzne doliny i wyżyny, to jeszcze wprowadza Czytelnika w jej skomplikowany i dość jednak popieprzony świat.
Z ciekawością będę obserwować kolejne powieści Kotas. Zapada w pamięć.