Wołowiec 2016
Kurdystan. Górzysta kraina w Azji południowo - zachodniej, leżąca na terytoriach: Turcji, Iraku, Iranu i Syrii. Jej mieszkańcy mają własną tradycję, obyczaje, historię, jednak nie mają niepodległości. Miotani między poszczególnymi rządami, państwami, są rozdarci i pozbawiani własnego miejsca na ziemi.
Walczą z islamskimi fanatykami religijnymi, walczą o autonomię, zewsząd szukając poparcia i akceptacji dla swoich dążeń.
Z różnym skutkiem.
Paweł Smoleński już na wstępie zaznacza, że jest pod wielkim wrażeniem Kurdów. Ich bojowej historii (wieczna walka o niepodległość, kulturę, obyczaje), pewnej dozy nonszalancji w codziennym życiu, a także serdeczności i otwartości, której coraz mniej w tak zwanym zachodnim świecie.
Całą radość i zachwyt, wynikający z przebywania z nimi, przelewa Smoleński na czytelników. Stronniczy, zakochany w ludziach i ich opowieściach, snuje swoją mocno subiektywną opowieść, starając się jednak opisać ich codzienność i troski z pozycji obserwatora, nie zaś oczarowanego uczestnika codzienności.
Smoleński jest z włodarzami autonomii, siada przy stole z decydentami, ale też odwiedza muzeum w Halabdży, które upamiętnia ludobójstwo mieszkańców.
Ze zwykłymi ludźmi przeżywa każdy kolejny dzień, obserwuje ich przy pracy, w czasie odpoczynku i święta, patrzy jak z maniakalnym wręcz uporem (niektórzy z nich) starają się nadążyć za Zachodem, inni zaś z pietyzmem pielęgnują tradycję, dbają o strój ludowy, pamięć o narodzie.
Z relacji Pawła Smoleńskiego wyłania się naród niezłomny, trawiony wojną i niesprawiedliwością, ale niepoddający się uciskowi i groźbom.
Peszmergowie, czyli ichni partyzanci, wciąż darzeni są poważaniem, zaś ich waleczność i odwagę, a także niezwykłą, jak na tak wielkie dziejowe tragedie, twardość i siłę.
Niejednoznaczna opowieść, która przybliża świat Kurdów, trochę zapomnianych, trochę lekceważonych, a (jak wspólnie ze swoimi rozmówcami zauważa autor) ponoć nam podobnych dziejowych partyzantów.
Walczą z islamskimi fanatykami religijnymi, walczą o autonomię, zewsząd szukając poparcia i akceptacji dla swoich dążeń.
Z różnym skutkiem.
Paweł Smoleński już na wstępie zaznacza, że jest pod wielkim wrażeniem Kurdów. Ich bojowej historii (wieczna walka o niepodległość, kulturę, obyczaje), pewnej dozy nonszalancji w codziennym życiu, a także serdeczności i otwartości, której coraz mniej w tak zwanym zachodnim świecie.
Całą radość i zachwyt, wynikający z przebywania z nimi, przelewa Smoleński na czytelników. Stronniczy, zakochany w ludziach i ich opowieściach, snuje swoją mocno subiektywną opowieść, starając się jednak opisać ich codzienność i troski z pozycji obserwatora, nie zaś oczarowanego uczestnika codzienności.
Smoleński jest z włodarzami autonomii, siada przy stole z decydentami, ale też odwiedza muzeum w Halabdży, które upamiętnia ludobójstwo mieszkańców.
Ze zwykłymi ludźmi przeżywa każdy kolejny dzień, obserwuje ich przy pracy, w czasie odpoczynku i święta, patrzy jak z maniakalnym wręcz uporem (niektórzy z nich) starają się nadążyć za Zachodem, inni zaś z pietyzmem pielęgnują tradycję, dbają o strój ludowy, pamięć o narodzie.
Z relacji Pawła Smoleńskiego wyłania się naród niezłomny, trawiony wojną i niesprawiedliwością, ale niepoddający się uciskowi i groźbom.
Peszmergowie, czyli ichni partyzanci, wciąż darzeni są poważaniem, zaś ich waleczność i odwagę, a także niezwykłą, jak na tak wielkie dziejowe tragedie, twardość i siłę.
Niejednoznaczna opowieść, która przybliża świat Kurdów, trochę zapomnianych, trochę lekceważonych, a (jak wspólnie ze swoimi rozmówcami zauważa autor) ponoć nam podobnych dziejowych partyzantów.