czwartek, 30 stycznia 2014

Danuta Noszczyńska - Kufer babki Alicji [recenzja]

W moim zwyczaju pozostaje szukanie pozytywów wszędzie, gdzie się tylko da. W przypadku tej (nazwijmy to) książki, nic nie znalazłam. To koszmar czytelniczy w najczystszej postaci. Nie sądziłam, że sięgnę literackiego dna, ale w tym przypadku byłam bardzo blisko.
Rzecz dotyczy Klary, rozwiedzionej kobiety dobiegającej czterdziestki, której życie zmienia się wraz ze śmiercią babci Alicji. Wówczas poznaje całą hałastrę krewnych, dybiących na rzekome skarby, jakie miała w swoim posiadaniu nieboszczka. Wypełniając wolę babci, Klara zupełnie odmienia swój los, poznaje zagmatwaną historię rodziny, wreszcie, zmienia własne życie uczuciowe.
Perypetie bohaterki są tak mocno nieprawdopodobne, że czynią z babskiego czytadła książkę z pogranicza science fiction (językowo zaś blisko jej do horroru). Rozdygotane, jałowe postaci (tak płaskie i nijakie, że chce się płakać), całkiem bez wyrazu, które wciąż starają się być zabawnymi, co doprowadzało mnie do rozpaczy. Miotanie się, kreowanie mętnych sytuacji, zupełnie pozbawionych logiki. Fabuła bez ładu i składu, tworzy jeden wielki śmietnik literacki, pełen autorskich inicjatyw czy impulsów, które sprawiają wrażenie nieprzemyślanych, pochopnych, pozbawionych sensu.
Kufer babki Alicji to niezwykle męcząca babska paplanina. Szkoda słów.

środa, 29 stycznia 2014

Gisèle Prassinos - Twarz muśnięta smutkiem [recenzja]

Nim zaczniecie czytać tę książkę poznajcie, choć pokrótce , niezwykłą biografię autorki. Ta wiedza pozwoli Wam spojrzeć na jej twórczość w innym świetle, zabarwionym zdumieniem, szacunkiem, zaskoczeniem. Jako czternastolatka stała się muzą impresjonistów, jej wiersze i opowiadania zachwycały i zdumiewały ówczesnych (były to lata 30. XX wieku) wielkich artystów. Sama geneza powstania Twarzy... jest ciekawa. Tłumaczka powieści, Agnieszka Taborska zdradza, że Prassinos napisała ją na skutek zakładu jaki zawarła z bratem i przyjacielem. Założyła, że w ciągu trzech tygodni stworzy książkę niecodzienną.
Z całą pewnością jest to powieść niezwykła. Szkatułkowa struktura, nawarstwiająca się wciąż na skutek konfabulacji i fantazji głównej bohaterki, daje szerokie pole wyobraźni, a także zaskakuje ciągłymi impresjami na temat jej życiorysu.
Essentiele to młodziutka dziewczyna wydana za mąż za nieznanego sobie naukowca, który okazuje się być jedynym w świecie posiadaczem sztucznej inteligencji. Wcześniej był górnikiem, jednak na skutek wypadku w kopalni doznał urazu mózgu, którego uszkodzoną część zastąpiono mechanizmem tak doskonałym, że porzucił stare rzemiosło na rzecz studiów. Po ślubie nabawił się jednak melancholii, która znów przemieniła go w górnika. Essentiele, chcąc odtworzyć dawną świetność umysłu małżonka, podejmuje pewne zaskakujące kroki, mające przywrócić status quo ante.
To tylko początek ich historii, jak różnorodnie się ona rozwinie, ile zaskoczeń czeka czytelnika nie chcę zdradzać, by nie odbierać przyjemności czytania.
Dodam tylko, że dużo tu zwrotów akcji, ekscentrycznych bohaterów, absurdalnych sytuacji, a co za tym idzie purnonsensu, którego solidna dawkę, tej zimy, powinien zażyć każdy.
Barwna, trochę magiczna opowieść przede wszystkim o przemianie głównej bohaterki. W kogo, jakimi sposobami? Zachęcam do lektury.

poniedziałek, 27 stycznia 2014

Nikodem Pałasz - Brudna gra [recenzja]

 Brudna gra to debiut powieściowy autora, co może zaskakiwać, zważywszy na strukturę i sam koncept. Sprawna i pełna zwrotów akcji fabuła, intrygujący i tajemniczy główny bohater, a także wyraźnie zarysowane środowisko zawodowego tenisa, stanowią najmocniejsze punkty powieści.
Artur Malewicz, pierwsza rakieta światowego tenisa, zostaje zamordowany dzień po kolejnej wygranej w prestiżowym turnieju. Ze względu na medialność sytuacji, zainteresowanie działaczy, sportowców i fanów tenisa z całego świata, sprawie zostaje nadany priorytet, a także wsparcie i nadzór wysokich urzędników państwowych. Sprawą zajmuje się inspektor Wiktor Wolski, bardzo intrygujący policjant, kryjący niejedną tajemnicę... Szukając mordercy, przenika on do świata zawodowego tenisa, który okazuje się być ponury, brutalny i bardzo niebezpieczny. Sekretne ustawienia meczów, kombinacje z dopingiem, zupełny brak moralności i etyki. Okazuje się, że lista podejrzanych wciąż rośnie, a sam zamordowany nie był tak krystalicznie czysty, jakby się wydawało. Rozwiązanie tej zagadki będzie kosztowało Wolskiego wiele dyplomacji, ale także pewnych daleko idących ustępstw, a nawet zdrowia. Jaki będzie efekt dochodzenia?
Brudna gra to przede wszystkim dialogi. Soczyste, szybkie, bezceremonialne. Poza samymi pomysłami fabularnymi nadają one tempa, trzymają w napięciu. Sztuką jest utrzymać uwagę czytelnika rozbudowanymi dialogami, autorowi się udało. Czasem wymiany poglądów i dyskusje kojarzyły mi się ze stylem pisarskim Cobena (to tylko luźna uwaga, bez piętnowania autora cobenowym stylem), ale Pałasz ma swój własny patent na akcję i narrację.
Kawał dobrego, wciągającego kryminału. Można zaryzykować stwierdzenie, że umieszczenie akcji w sportowym świecie nadaje całości świeżości i uatrakcyjnia intrygę.
Czekam na kolejne książki Pałasza.


Za egzemplarz książki dziękuję wydawnictwu:




sobota, 25 stycznia 2014

Mikołaj Łoziński - Książka [recenzja]

Bardzo podobała mi się pierwsza, bardzo kameralna książka Łozińskiego pod tytułem Reisefieber (w czasie debiutu miał coś koło dwudziestu pięciu lat!). Bajki dla Idy też przeczytałam, zresztą z dużą przyjemnością. Książka to naturalna kolej rzeczy, po prostu musiałam ją poznać.
Tym razem Łoziński opowiada historię swojej rodziny. Dobiera przedmioty, które kojarzą mu się z bliskimi. Okulary, to ojciec, klucze dziadek, ekspres to matka, obrączki zaś, brat. Dzięki pozornie zwyczajnym fragmentom codzienności, opowiada ważne, czasem przełomowe dla familii momenty.
Niektóre fragmenty wyglądają niemal jak zwierzenia, czuje się intymną atmosferę wyznań. Niektóre tajemnice są bolesne, inne śmieszne, niektóre zaskakujące, jak to w rodzinie.
Kolejne rozdziały dają wyobrażenie o bohaterach, a raczej o ich pierwowzorach, jednak nie odsłaniają wszystkiego, zostawiają miejsce na dopowiedzenia i tajemnice. Kreują postaci, ale nie oddają ich zupełnie gotowych i oczywistych. Nie wiadomo na ile to, o czym pisze Łoziński jest wspomnieniem, a na ile wytworem jego wyobraźni.
Odpowiada mi styl autora, jest ustronny, nastrojowy, wyważony, ale bardzo plastyczny i poruszający wyobraźnię. Oszczędny w słowach, daje jednak mówić swoim bohaterom: dziadkowi otwierającemu konserwy bagnetem, babce wyglądającej przez okno, czy wiecznie spieszącemu się ojcu.
I choć dużo w tej historii rozstań, samotności (rozchodzą się dziadkowie, rodzice), to wydźwięk nie jest przygnębiający. Wszyscy i tak są ze sobą mocno związani, utrzymują kontakty, spotykają się, telefonują, rozmawiają, przyjaźnią. Więzy pozostają silne mimo wszystko. Dodając do tego naprawdę dobry styl autora, jego humor i pomysł, mamy do czynienia z interesującą książką, którą warto poznać.


środa, 22 stycznia 2014

Jan Seghers - Panna młoda w śniegu [recenzja]

W ramach akcji wyszukiwania kryminałów innych niż skandynawskie, proponuje dziś powieść niemiecką, zlokalizowaną pośród miejskiej przestrzeni jedynego słusznego Frankfurtu (jak mawia mój frankfurcki znajomy), czyli tego nad Menem.
Robert Marthaler, komisarz miejscowej policji prowadzi śledztwo w sprawie zabójstwa młodej dentystki. Czemu jej ciało było po śmierci upozowane, jakie tajemnice kryje jej przeszłość? Zespół pod wodzą Roberta ma twardy orzech do zgryzienia, śledztwo długo stoi w miejscu.
Dodatkowo sam komisarz ma kłopoty, które w pewnym stopniu odbijają się na jego życiu zawodowym. Kobieta, szwankujące zdrowie, nawyki i przyzwyczajenia, stają się dlań treścią dnia powszedniego. Zwyczajny mężczyzna z problemami, musi mierzyć się z bestialskimi morderstwami w pracy. Zadania nie ułatwia też zwierzchnik Roberta, który wciąż kopie pod nim dołki, a na dodatek dorzuca do grupy śledczej nowicjusza, z którym swego czasu mocno poróżniony był nasz bohater.
Fabuła sprawia wrażenie prawdopodobnej, bez wielkich ekscesów fabularnych, za to z życiowymi problemami.
Plus za panoramę Frankfurtu, jego charakterystyczne miejsca, opisy dzielnic i ludzi. Książka przewodnik po mieście.
Całkiem sprawna opowieść o tym jak banalne bywa zło, i jak łatwo paść jego ofiarą, a także o tym, że nic nie jest takim, na jakie z zewnątrz wygląda. 
Ta historia w żadnym razie nie jest odkrywcza, jednak sprawnie łączy intrygę kryminalną z opowieścią o życiu głównego bohatera. Całkiem udany kryminał.

niedziela, 19 stycznia 2014

Beata Chomątowska - Stacja Muranów [recenzja]

Ta książka imponuje. Rozmiarem, różnorodnością, podejściem do tematu, rzetelnością, przejrzystością, starannością wydania. 
Autorka wykonała benedyktyńską pracę, gromadząc wspomnienia ludzi związanych z miejscem, analizując badania i dokumenty (w niezwykły sposób je opisała, tworząc swoistą opowieść o ludziach stąd), dobierając mapy, zdjęcia, szukając źródeł w bibliotekach, archiwach, internecie. Ta książka to również świadectwo rozległej wiedzy w ogóle, gdyż obejmuje ona i literaturę, sztukę, architekturę, historię. Chylę czoła i przed wysiłkiem jaki włożyła w przygotowanie tej książki, ale przede wszystkim przed talentem organizacyjnym i kompozycyjnym, które sprawiły, że opowieść o mojej dzielnicy (dla zdziwionych faktem, że posługuję się terminem dzielnica w odniesieniu do Muranowa, spieszę ze sprostowaniem. Autorka również posługuje się tym określeniem ze względów historyczno - zwyczajowych, o których więcej w książce na stronie pięćdziesiątej) jest pasjonująca.
Przed wojną mieszkali tu Żydzi, Muranów, dawna Dzielnica Północna była centrum ich bytności. Lata okupacji przyniosły śmierć i całkowite zniszczenie, komunizm zaś, na gruzach getta stworzył zupełnie nowe osiedle mieszkaniowe. Dziś miejsce ożywa, wzrosła świadomość mieszkańców, pojawili się zapaleńcy, którzy chcą kulturalnie animować przestrzeń miejską, chcą nadać jej ducha, ale też pamięć o dawnych mieszkańcach. 
Książka Chomątowskiej jest dla mnie przewodnikiem po nieistniejącym mieście, dzięki poszczególnym elementom odkrywam nowe fakty o miejscach, o których myślałam, że dobrze je znam. 
Poruszająca podróż w przeszłość, szukanie jej okruchów w teraźniejszości, a wszystko to połączone z opowieścią o dawnej różnorodności, której nie sposób odżałować, której nie sposób zapomnieć, o której trzeba pamiętać, taki jest moralny obowiązek.
Mimo przeczytania całej armii książek traktującej o wojennej i żydowskiej Warszawie, dopiero Chomątowska odkryła przede mną magię miejsca. Wyjątkowa książka.

piątek, 17 stycznia 2014

Bogusław Deptuła - Literatura od kuchni [recenzja]

Najbardziej w tej książce podoba mi się autor, a w zasadzie jego pewność siebie, erudycja i literacki gust. Jest i wysublimowany, i nieoczywisty, bywa też jednak przystępny i niewyniosły. Coś na kształt zadzierania nosa i następującego po nim spuszczania z tonu, urocza kombinacja. Szczypta protekcjonalności i nonszalancji nadaje temu zbiorowi wyjątkowego smaku, który tak mi odpowiada.
Jak już wspomniałam, na książkę składają się felietony, które nie tylko pokazują szerokie spektrum zainteresowań twórcy, ale także objaśniają fabuły poszczególnych książek, przybliżają bohaterów, ich wybory, ciekawostki literackie, takież anegdoty. Uczta. Nie tylko dla kulinarnych praktyków (gdyż każdy felieton wieńczy właśnie przepis na literackie danie), ale też dla miłośników książek, których dobór uznaję za więcej niż dobry.
Dla przykładu, jest tutaj nieprzewidywalny Osip Mandelsztam (i przyporządkowana mu zupa ucha), jest także przewrotny Tuman Capote (przepis na pasty do bajgli, nawiązujący do Śniadania u Tiffany'ego), znalazł się też turpistyczny Roland Topor. Nie mogło oczywiście zabraknąć przesławnych magdalenek Marcela Prousta, bo jakżeby tak, bez maczanych w herbacie najsłynniejszych literackich ciastek?
Bogusław Deptuła serwuje nam literackie smaczki, służy czytelnikowi swoim oglądem artystycznej rzeczywistości, poetyckich obrazów, rozważa opisywane dzieła w różnych (nie tylko kulinarnych) kontekstach. Jego interpretacje są trafne, wykwintne (jak niektóre potrawy, np. grasica cielęca, czy żabnica faszerowana tapendą), a nade wszystko interesujące.
Na uwagę zasługuje też piękne wydanie, wzbogacone o adekwatne ilustracje Macieja Jędrysika.
Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy. Mam nadzieję, że nastąpi.

środa, 15 stycznia 2014

Tatiana Polakowa - Lady Feniks [recenzja]

Trafiłam na tę książkę w bibliotece, spiesząc się złapałam pierwszą lepszą pozycję z kryminalnej półki, okazała się nią  właśnie Polakowa.
Sympatyzując z policyjną sagą innej Rosjanki, Aleksandry Marininy, zaczęłam gorączkowo wyszukiwać kolejne jej tomy. Naprawdę polubiłam rosyjskie kryminały w stylu Marininy. Miałam nadzieję, że Polakowa pisze podobnie.
Lady Feniks mnie jednak rozczarowała. Na ów zawód składa się kilka czynników: pierwszoosobowa narracja, lekki, wygładzony ton opowieści, zaczątek intrygi, który w ogóle nie chwyta, długie strony objaśnień (szczególnie w finale).
Zupełnie nie moja estetyka. Nie przemawia do mnie też tło obyczajowe, które traktuję bardziej serio niż wątek kryminalny. Nic mi się nie podoba w tej książce, ot co.
Treść przedstawia się następująco. Olga Riazancewa (to nie pierwsza powieść, której jest ona bohaterką), charakterna kobieta poruszająca się wśród rosyjskich elit i notabli, jest świadkiem kradzieży telefonu. Sprawcy, grupa młodych ludzi na rolkach, specjalizuje się w takich własnie akcjach. Olga postanawia pomóc nieszczęsnemu dziesięciolatkowi. Nie zdaje sobie jednak sprawy, że wikła się tym samym w grubszą aferę, która poważnie zmieni jej życie.
Książka ta jest którąś z kolei opowieści o niezwykłej Riazancewej, co wyraźnie przeszkadza w czytaniu. Postaci z przeszłości, dziwne powiązania i związki, trudne relacje itp., mimo krótkich objaśnień, sprawiają wrażenie obcości, nie ułatwiają wdrażania się w świat przedstawiony.
Mam mieszane uczucia. Chciałabym napisać coś pozytywnego na koniec, ale jakoś nie mogę. Może znajdzie się jednak ktoś, kto zawalczy o tę książkę i przedstawi ją w lepszym świetle?

poniedziałek, 13 stycznia 2014

Jerzy Pilch - Pod mocnym aniołem [recenzja]

Pilch od zawsze kojarzył mi się z formą, nie treścią. Ta pierwsza góruje, porywa, bawi, ta druga zaś, stanowi tło, jest powtarzalna, oparta na pewnikach eksploatowanych w niemal każdej jego powieści. Jak zawsze są więc ustępy o Warszawie, Wiśle, alkoholu i kobietach. Tym razem o alkoholu przede wszystkim. 
W końcu to spowiedź pisarza alkoholika, który po licznych turnusach odwykowych, bliższym poznaniu z esperalem, postanawia wrócić do cywila, tj. abstynencji. Nie jest to łatwy proces. Po drodze pełno historii jemu podobnych afirmantów wody ognistej. Gorzkich, ironicznych historii pokazujących, że alkoholik to nie tylko bibosz i knajpiana moczymorda, ale także uznany uniwersytecki profesor, czy utalentowany wrażliwy artysta.
Garściami sypie Pilch czarnym humorem, doprawia go smakowitą dykteryjką, a czasem nawet egzageracją. 
Momentami w ogóle nie zwracałam uwagi na to o czym pisał, zatracając się w tym, jak pisze. Błyskotliwość i kreacja zagłuszają przekaz. Pyszniące się zdania, dowcipne, inteligentne ciągi wyrazów, prześcigające się w swojej brawurowości akapity. Tym jest dla mnie spotkanie z Pod mocnym aniołem (plus autotematyczne fragmenty, których jaskrawość odkryłam dzięki rozmowom z innym wybornym pisarzem).
Same historie alkoholowe poruszają, jednak dla mnie ustępują miejsca pisarskiemu warsztatowi. Zaskakuje finał, przywykłam do innych zakończeń, i dobrze, że zadziwia, na pohybel cynikom!
Mimo wszystko podtrzymuję początkową tezę, nie ważne o czym Pilch pisze, ważne jak to robi. Treść zupełnie nie przeszkadza w smakowaniu formy. 
Ta książka pokazuje wyborną (bez skojarzeń z wyborową) kondycję autora.

piątek, 10 stycznia 2014

Daša Drndić - Sonnenschein [recenzja]

Przeczytałam bardzo wiele książek o Shoah. Nie potrafię ich zliczyć. Były to poruszające, wstrząsające i sugestywne wspomnienia, zatrważające obrazy z przeszłości. Trafiałam też na takie książki, które poprzez język, styl, umiejętności swoich twórców, nie zapadły w pamięć. Tak jest w tym przypadku. Kompletnie nie trafia do mnie estetyka autorki, jej pomysł na (jak to sama określiła) powieść dokumentalną. Dłużyzny na początku odstraszają i zniechęcają. Rozbudowane drzewo genealogiczne, dywagacje na temat przeszłości przedstawicieli jednego rodu nużą.
Osią jest tu historia rodziny Tedeschi, a w szczególności Chai, której poruszające losy przeplatają się ze stenogramami wypowiedzi katów i ofiar obozów koncentracyjnych. Mnogość wątków nie jest w tym przypadku przeszkodą, po prostu ich sposób przedstawienia nie przypadł mi do gustu.
A wiele można się dowiedzieć z tej książki. Autorka porusza (między innymi) problem Lebensborn, transportów do obozów zagłady, pisze o postawach Kościoła, nazistowskich sposobach na mordowanie.
Tak wielu osobom oddaje głos, są tu świadectwa okrutnych fanatyków Hitlera, norweskich wojennych sierot, polskich kolejarzy, tych, którzy byli w obozach, tych, którzy byli potomkami morderców. Każdy głos ważny, każdy pokazuje inną perspektywę. 
Temat wojny wciąż nie jest zamknięty, to co się stało nie może ulec zapomnieniu, zrozumieniu chyba też nie. 
Mieszanina narracji, stylów, wątków. Jest ogromna list ofiar żydowskich Włochów, są zdjęcia z tamtych czasów, urywki listów, artykułów, cytaty filmowe. 
Jest też tragiczna historia Chai, również włoskiej Żydówki, która rodzi syna ze związku z niemieckim kochankiem. Dziecko znika, mężczyzna okazuje się być bestialskim komendantem obozu w Treblince. Wygląda nieprawdopodobnie? Jak niemal wszystko co dotyczy tamtych czasów.
Mimo całej pracy jaką wykonała autorka, mimo autentycznych zapisów rozmów i całej zgromadzonej dokumentacji nie będę dobrze wspominała tej książki. Nie podoba mi się jej styl.

środa, 8 stycznia 2014

Karl - Markus Gauss - Mieszkańcy Roany odchodzą pogodnie. Wyprawy do Asyryjczyków, Cymbrów i Karaimów [recenzja]

Gauss porusza się w rejonach, które i mnie intrygują. W Europie szuka zapomnianych mniejszości, ginących kultur. W Umierających Europejczykach (polecam!!!) zajął się Łużyczanami, Arboreszami, w Sarajewie znalazł nawet Sefardyjczyków!
Tym razem w Szwecji zetknął się z najprawdziwszymi Asyryjczykami, we Włoszech odnalazł Cymbrów, których lata temu od autonomii odgrodzili Habsburgowie. Wreszcie ruszył na Litwę, by tam przyjrzeć się z bliska życiu miejscowych Karaimów. I ta wyprawa była bodaj najbardziej niezwykła i zaskakująca, bo przyjęta bez specjalnego entuzjazmu tubylców.
(...) wolę traktować ludzi uciśnionych jako szlachetnych, a nie jako po prostu uciśnionych. Ta droga, ten sposób patrzenia na mniejszości czasem prowadzi do rozczarowań. Tak było w reportażu dotyczącym Asyryjczyków oraz Kurdów, którzy zajmowali sąsiednie ziemie. Zresztą, patrząc na ludzi jakich spotykał na swojej drodze Gauss, łatwo utwierdzić się w przekonaniu, że pochodzenie nie gwarantuje wyjątkowości, choć wielu jego rozmówców swobodnie łączyło te dwie wartości.
Wprawnym reporterskim okiem opisuje autor historię nurtujących go wspólnot, zarysowuje ich współczesność, przybliża ginące mniejszości w najlepszy możliwy sposób, poprzez kontakty z ich przedstawicielami. Dzięki rozmowom, poznawaniu losów poszczególnych osób, te zapomniane kultury nabierają kształtów, kolorów, prawdziwości.
Pouczająca i odkrywcza podróż po Europie nieznanej, ukrytej, fascynującej. Gauss odnalazł swoją reportersko - opowieściową niszę w świecie, gdzie pozornie wszystko już było i wszystko jest jasne. W dzisiejszej zunifikowanej Europie bez granic, taka podróż w poszukiwaniu tożsamości jest pewnym smaczkiem.

poniedziałek, 6 stycznia 2014

Cormac McCarthy - Sodoma i Gomora [recenzja]

Ostatnia z trylogii (kontynuacja Rączych koni i Przeprawy) książek o kowbojach, dorastaniu, trudnych początkach dorosłości.
Łączy ona bohaterów dwóch poprzednich powieści. Spotykamy Johna Grady'ego Cole'a i Billy'ego Parhama, młodzieńców z przeszłością, pracujących na ranczo w El Paso. Autor po raz kolejny serwuje nam niespieszną opowieść o kowbojskim losie. Jak zwykle pod płaszczykiem codzienności kryją się ogromne moralne dylematy bohaterów, mowa o tych bohaterach, którzy jeszcze mają sumienie, gdyż większość wykreowanych przez McCarthy'ego postaci to wyrachowane bestie.
Trylogia kowbojska namalowana jest ciemnymi barwami. Dominuje marazm, obojętność, brutalność. Czasem jest tak smutno, wręcz beznadziejnie, że odchodzi ochota na przewrócenie kolejnej strony.
W tej odsłonie kowbojskich losów, Cole zakochuje się w bardzo młodej prostytutce, Magdalenie. Chce związać się z nią na poważnie, wyrwać ją ze szponów alfonsa najgorszej maści. Parham, przeczuwając, że historia ta może mieć tragiczny finał próbuje odwieźć przyjaciela od szalonego pomysłu. Opiekun Magdaleny traktuje ją jak swoją własność, ani myśli się z nią rozstać. Jak można było się przekonać w Rączych koniach, Cole nigdy nie rezygnuje, walczy do końca, mimo wiszącej nad nim zemsty alfonsa. Kto myśli, że tym razem McCarthy oszczędzi swoich bohaterów, niech przestanie mieć złudzenia. Jest jak zwykle. Z tą może różnicą, że dość mocno zostaje w czytelniku przesłanie, traktujące o potędze przyjaźni, miłości.
Swoją drogą cieszę się, że przebrnęłam przez tą trylogię. Przeczytałam, doceniam kunszt, warsztat, przesłanie, archetypiczne wyobrażenia, jednak długo jeszcze nie sięgnę po kolejne powieści autora.  Zbyt pesymistyczna (czy może realistyczna?) wizja świata.

niedziela, 5 stycznia 2014

Anna Sieradzka - Tysiąc lat ubiorów w Polsce [recenzja]

Po długich poszukiwaniach, chwilach zwątpienia przeplatanych westchnieniami pełnymi nadziei, wreszcie jest! W pewnym doskonale wręcz zaopatrzonym warszawskim antykwariacie, pojawił się tytuł Tysiąc lat ubiorów w Polsce. Mojej radości nie było końca, zwłaszcza wtedy, gdy trzymałam już książkę w rękach. 
Doskonała pozycja dla tych, którzy mają życzenie dowiedzieć się, jak wyglądała sprawa konfekcji na przestrzeni wieków, poczynając od wczesnego średniowiecza.
Przystępne i bardzo ciekawe informacje ubrane są w bogaty zbiór ilustracji, rycin, przedruków. Słowo pisane uzupełnione w ikonograficzną prezentację, daje najpełniejsze wyobrażenie takich części garderoby, jak choćby: jopula, kita w szkofii, czy spódnica na fortugale.
Bardzo ciekawe są opowieści o polskich pisarzach, między innymi o naszych narodowych wieszczach, z których wyłaniają się i stylowi eleganci i nonszalanccy abnegaci. A wszystko to uzupełnione konfekcyjnymi cytatami z wielkich dzieł.
Podróż przez epoki, wpływ historii i geografii na wiodące zestawy ubraniowe, początki pewnych mniej i bardziej konfundujących części garderoby, a także fryzury, dodatki, polskie pisma traktujące między innymi o modowych nowinkach, składają się na tą wyjątkową publikację.
Ileż interesujących smaczków zawiera się w zbiorze! Z jednej strony pomyślicie, to tylko historia ubiorów. Jesteście w błędzie. Ta książka to kopalnia wiedzy o dawnych zwyczajach, trendach, społeczeństwie i jego przeobrażeniach. Dowiecie się kto wyznaczał kierunki, kto czarował tłumy i stawał się przykładem do naśladowania.
Wspaniała podróż przez wieki! I do tego wysmakowana estetycznie.

sobota, 4 stycznia 2014

Etgar Keret - Tęskniąc za Kissingerem [recenzja]

Wracam znów do mojego ulubionego twórcy krótkiej formy. Jak zwykle w doskonałej kondycji, jak zwykle zaskakujący.
Za każdym razem, gdy trzymam w ręku książkę Kereta, zastanawiam się, czym tym razem mnie zadziwi, czy to jeszcze w ogóle możliwe? Okazuje się, że tak. Tu zaskoczył mnie wielokrotnie, choćby w utworze Sztuczka z kapeluszem. Pospolity iluzjonista, uatrakcyjniający kinderbale, do perfekcji opanował sztuczkę z wyciąganiem królika z kapelusza. Pewnego dnia, po króliku została tylko odcięta głowa. Następnym razem iluzjonista bał się sięgać do wnętrza kapelusza, całkiem słusznie, bo to co w nim znalazł, przeraziło nie tylko jego, ale i mnie.
Stłuc świnkę to historyjka o nadgorliwym tatusiu, który próbując nauczyć syna szacunku do pieniędzy, ofiarowuje mu świnkę skarbonkę. Nie zdaje sobie jednak sprawy jak ważna stanie się ona dla chłopca.
Keret mistrzowsko żongluje absurdem. Nikt nie potrafi w taki sposób rozprawić się z nonsensem. Jest klasą sam dla siebie. Nie ma litości dla nikogo, niech drżą maminsynkowie, politycy, siły zbrojne Izraela i Palestyny, samobójcy i wszyscy ci, którzy są śmiertelnie poważni.
Dystans do siebie, do historii, walką z tematami tabu, obalanie ich, oraz wiele niecodziennych rozwiązań, które stawiają rzeczywistość i zwyczajność w innym świetle.
Keret odziera ludzi z fasad, na jakie składają się pozory, maniery, przemilczenia. Pokazuje ich czarne myśli, zawziętość i całą mroczność duszy, a także śmieszność. Zdaje się, że czasem lepiej nie wiedzieć co siedzi w człowieku, gdyż można się nieźle przestraszyć (opowiadanie Buty, czy też Straszne dni).
Autor to dla mnie prawdziwy mistrz wyobraźni, ujętej w celne, krótkie formy. Polecam.

piątek, 3 stycznia 2014

Cormac McCarthy - Przeprawa [recenzja]

McCarthy jest mistrzem słowa, bardzo utalentowanym aranżerem nastrojów. Wyzwala w czytelniku silne emocje, które towarzyszą mu długo po lekturze. Nie każdemu przypadnie on do gustu, ponieważ porusza się po terytorium beznadziei, melancholii, desperacji i rozpaczy. Rzuca swoich bohaterów w najczarniejsze scenariusze, po czym każe im znaleźć się w jeszcze trudniejszych warunkach. 
Z bezwzględnością buduje świat okrutny, z bezwzględnymi ludźmi, trudną historią, surową naturą. Udręka i zgryzota są w zasadzie jedynym celem bohaterów McCarthy'ego. W tej książce nie widać śladów nadziei na przyszłość.
USA, na granicy z Meksykiem zamieszkuje farmerska rodzina Parhamów. Ojciec rodziny, wraz z dwoma nastoletnimi synami, hodują bydło. Starszy z chłopców, szesnastoletni Billy pomaga zastawić sidła na wilki, które dziesiątkują stado. Kiedy udaje mu się złapać w nie wilczycę, nie potrafi jej dobić, tworzy się między nimi więź, która doprowadzi Billy'ego do niekonwencjonalnych kroków, które zaważą na przyszłości całej rodziny.
Druga część powieści opisuje przygody obu braci (młodszy ma na imię Boyd), którzy przekraczają granicę w poszukiwaniu koni. Trzecia część to również podróż przez Meksyk, napędzana żądzą zemsty i niewyartykułowanym bólem.
Meksyk jawi się tu jako terytorium bezprawne, złowieszcze, nikczemne, gdzie pośród zastanej dzikości, trzeba nauczyć się liczyć tylko na siebie, by ocaleć.
Znów (podobnie jak we wcześniejszej książce Rącze konie), mamy do czynienia z brutalnym dorastaniem, samotnością, okrucieństwem życia. Tylko, że tutaj nie widać śladów jasnej przyszłości, nikt nie dodaje bohaterom otuchy.
Powieść pełna symboliki, odniesień, nawiązań i smutku, takiego bez granic.

czwartek, 2 stycznia 2014

Daniel Odija - Tartak [recenzja]

Smutna polska popegeerowska prowincja ubrana w gawędziarską opowieść. W zasadzie na tym zdaniu można poprzestać. Najkrócej oddaje treść książki. Jednak jedno zdanie nie zachęci do jej przeczytania, a to byłby błąd. Po lekturze Tartaku, winna jestem autorowi kilka zdań, które wzbudzą zapał do przeczytania książki, bo naprawdę warto.
Mglista, senna, może nawet nierzeczywista atmosfera sprzyja opowieści. Kojarzy się ona z przypowieścią, mitem, baśnią. Styl autora, sposób w jaki potraktował narrację, przywodzi na myśl właśnie takie skojarzenia. Zresztą nieziemski opis cierpko miesza się tutaj z bardzo realnymi szczegółami, dotyczącymi choćby hodowli lisów i ich właściwego przeznaczenia, poprzedzonego brutalnymi zabiegami, których efektem jest pozyskiwanie futer.
Ludzie tutaj po trosze wegetują, po trosze godzą się na los, inni porzucają nadzieję, poddając się mętnej apatii. Mężczyźni piją w gospodzie, niektóre kobiety oddają się za pieniądze, inne dla emocji, z nudy. Rządzi gnuśność, lenistwo, beznadzieja. Ludzie posprzedawali ziemię, przejedli pieniądze, tkwią w marazmie. 
Jest jeden, który umie się urządzić. Sprytem, ale i pracą przez lata się bogacił, założył tartak, dając zajęcie okolicznym mieszkańcom. Nazywa się Józef Myśliwski, ma hodowlę lisów, przerabia drzewo, jest panem życia. Życia, którego do końca nie lubi, które go drażni, czasem boli. Nie szanuje żony, ma trudne relacje ze współpracownikami. Bycie bogaczem i największym w okolicy pracodawcą daje poczucie władzy i siły, które napędzają i dają złudne poczucie wielkości. Jak skończy się jego historia? Czy baśniowy ton wystarczy na baśniowy happy end?
Klimatyczna, pełna dość specyficznego nastroju książka, która zabiera czytelnika w podróż po osobliwym świecie, kryjącym wiele niejednoznaczności.