Po przeczytaniu tej książki mam bardzo ambiwalentne odczucia. Bardzo ostrożnie podchodzę do publikacji, ponieważ została ona popełniona przez kobietę wyleczoną z autyzmu. Mam zbyt małą wiedzę by podważać czy też polemizować z tematem, traktuję tę książkę jako pewną ciekawostkę.
Jest to bez wątpienia wartościowe źródło poznawcze, które z osobistej perspektywy traktuje o autyzmie. Nic bardziej nie oddziałuje na wyobraźnię i uczucia czytelnika niż jednostkowe świadectwo, opis własnych przeżyć.
Temple Grandin urodziła się w 1947 roku w Bostonie. Trzy lata później zdiagnozowano u niej autyzm. Przez długi czas miała trudności ze znalezieniem pomocy u specjalistów, a nade wszystko ogromne problemy w kontaktach z rówieśnikami, nauczycielami.
Książka to bardzo osobista opowieść o trudnych latach spędzonych w szkole, o tym jak zwykłe małe codzienne sprawy były dla Grandin wielkim problemem, wyzwaniem. Autorka bardzo obrazowo przedstawiła swoje niepokoje, doznania, opisała wszystkie milowe kroki, które przyszło jej postawić.
Z całą pewnością publikacja daje możliwość lepszego zrozumienia problemu, posmakowania trudności, lęków i obaw, jakie charakteryzują osoby dotknięte autyzmem. Dobrze by każdy ją przeczytał i dzięki temu nabrał większej wrażliwości, a przede wszystkim świadomości tego zaburzenia.
Niesamowite jest to, że Temple Grandin umiała pokonać siebie. Skończyła studia, zrobiła doktorat, pisze książki.