Wydawnictwo Prószyński i S-ka
Warszawa 2024
Czasem trzeba sięgnąć po książkę, która jest lekka i łatwa, naiwna i wygląda na chałturę. Wszystko to po to, by przewietrzyć głowę i dać jej odpocząć od bardziej wymagających lektur.
Autorka próbuje, co prawda, pokazać jak bogata i przepastna jest jej kreatywność. Wkłada w książkę różne historie, różne epoki historyczne (kostium historyczny od starożytności przez Kongresówkę aż do czasów współczesnych). Doceniam ten zabieg, pokazuje on, że Autorka poważnie traktuje swoje zadanie: musiała studiować czasy i obyczaje, na bohaterki wybiera silne i odważne kobiety. Ku pokrzepieniu serc. I dobrze. Jednak to koniec dobrych stron.
Pogłębienia psychologicznego brak, bohaterki papierowe, mimo założenia emancypacyjnego/feministycznego. Językowo, jest źle, spuszczę zasłonę milczenia, by nie mówić jak bardzo. Czy przebywamy w Fenicji, Konstantynopolu czy Warszawie pod zaborami język jest ten sam. Współczesny, mizerny, pozbawiony metafor i głębi, powtarzalny, z ubogim zasobem słownictwa.
O ile w historycznych wycinkach Autorka starała się stworzyć skondensowaną całość w opowieści o bohaterkach, to w tej współczesnej wersji wszystkie kobiece role, bez względu na wiek są potraktowane po macoszemu, jakby brakło pomysłu czy może talentu?
Umyśliła sobie Weronika Wierzchowska, że napisze książkę, w której jedną z ról zagra antykwariat i kilka przedmiotów z nim związanych. Umyśliła, że opowie ich genezę poprzez senne mary jednej z bohaterek.
I straszno i śmiesznie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz