Przekład: Katarzyna Kotyńska, Joanna Majewska, Anna Łazar
Wydawnictwo Agora
Warszawa 2022
Początkowe strony tytułowego utworu są tak poetyckie, intymne, osnute mgiełką liryczności. Niezwykłe opisy wspomnień z ostatnich dni kwietnia 1986 roku, czasu, gdy na Kijów spadały radiokatywne płatki frunące spod Czarnobyla, reakcje ludności, skojarzenia samej Autorki są poruszające i tak literackie jak to tylko możliwe. Czarnobyl jest tu ostateczną granicą ludzkiego rozerwania, swoistej atomizacji. W tym samym eseju następuje jednak zmiana narracji i na pierwszy plan wysuwa się Dowżenko, Tarkowski i von Trier. Poprzez ich twórczość: Dowżenko to reżyser czasów Stalina, Tarkowski czas zimnej wojny, współczesny von Trier pokazuje Autorka, że każda z tych epok to czas, którego sensem jest pustka. Pisze też o eksperymenach artystycznych twórców na samych sobie, o sile artystycznej persfazji.
W kolejnym eseju przywołuje pracę Swietłany Aleksiejwicz ("Czarnobylska modlitwa"). Tutaj Autorka słusznie zauważa, że Aleksiejewicz wychodzi poza czarnobylski kanon - rezygnuje z własnej prawdy, która tak wygodnie redagowałaby słowa bohaterów, a zamiast tego prawdziwie oddaje im głos, by dowiedzieć się czegoś, czego sama nie wie.
Interesująco prezentuje się szkip o Joe Brodskim, jak nieco złośliwie nazywa Josefa.
Wyda mi się konieczne zamieszczenie cytatu z kolejnego eseju z tomu: "Ukraińcy niespecjalnie potrafią mówić o sobie - przez całe dziesięciolecia, żeby przeżyć, musieliśmy się uczyć nie tyle mówienia, ile milczenia".
I jeszcze kilka słów z 2016 roku: "Nie daj nam zdradzić naszych martwych i żywych. I tych, którzy mają się jeszcze kiedyś urodzić. Tylko tyle i nic więcej".
Prawdziwie nic więcej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz