niedziela, 7 listopada 2021

Witold Szabłowski - Rosja od kuchni. Jak zbudować imperium nożem, chochlą i widelcem [recnezja]

 

Wydawnictwo: W.A.B.

Warszawa 2021


"(...) gotowanie na Kremlu to była proza powtarzalności. Na każdy obiad przygotowywaliśmy  po piętnaście zakąsek: rybne, mięsne, warzywne. Robiliśmy faszerowaną polędwicę, galantyny z kurczaków i ryb. (...) Zakąski nie mogły się powtarzać częściej niż raz na tydzień". Tak było za czasów Gorbaczowa (który zresztą wciąż przebywał na diecie). Wcześniej, gdy imperium rządził Stalin prym wiodły śledzie. Za Romanowów było, co oczywiste, iście po cesarsku. Najmocniejszym akcentem książki było dla mnie wspomnienie akcji jaką w Brukseli zgotowali ukraińscy studenci kilka lat temu. Chcąc przypomnieć o Wielkim Głodzie, jaki Stalin zgotował ich przodkom urządzili sesję zdjęciową potraw jakie spożywali ich dziadkowie. Wspaniała zastawa, piękne stylizacje, a na tych wymuskanych talerzach: szyszki, patyki, zmarznięte kartofle, chwasty. Mocne. W Brukseli nawet kontrowersyjne.

I takie właśnie tematy porusza autor w swej "kulinarnej książce". Jedzenie jest punktem wyjścia do opowieści o dramatycznym wieku XX, przez który przewija się i Rasputin i Beria i Breżniew. Są też ich pracownicy, zespoły kucharzy, dawne przepisy (niedokładne, ale to przecież tylko punkt wyjścia do samodzielnych kompozycji proporcji i składników), czasem nawiązujące do menu występującego na stołach wyżej wymienionych.

Anegdoty, ciekawostki, a wszystko to podane przez rdzennych mieszkańców, tych, którzy notablom gotowali, tych, którzy przeżyli (oblężenie Leningradu, Wielki Głód ukraiński czy wybuch w Czarnobylu) poszczególne etapy mocnej rosyjsko - radzieckiej historii, a także tych, którzy pielegnują historyczną spuściznę narodu, a trafili na drogę Szabłowskiego.

Wolontariuszki przygotowujące jadłospisy dla likwidatorów skutków katastrofy elektrowni atomowej. Jak to brzmi? A jak to smakuje? Ano gruzińską zupą charczo i sałatką z kartofla i kokosa (!), zupą piwną i rukwią wodną ze szparagami. Aberracje gastronomiczne ułożone warstwami na jądrowej bombie, udekorowane plasterkami cytyny i napromieniowaniem.

Dzięki rozmówcom cała ta opowieść snuta jest jakby przy stole, niezobowiazujące, serdeczne rozmowy przy stole, wspomagane przez "wodę rozmowną" otwierają interlokutorów i nadają opowieściom smaku. Różnorodność, rozpiętość geograficzna tych rozmów i spotkań, podzielonych na 18 rodziałów (talerzy) także budzi podziw. Są historie afgańskie, krymskie, tatarskie, gruzińskie, są splątane losy, tragedie, ofiary polityczne i historyczne, a wszystko to złączone pełnym werwy, animuszu, gestykualcji, serdeczności sosem polifonicznym. 

Bo, nie od dziś wiadomo, że najciekawsze są rozmowy przy stole.


Za egzemplarz książki dziękuję wydawnictwu:




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz