sobota, 17 kwietnia 2021

Dorota Kotas - Cukry [recenzja]

 

Wydawnictwo Cyranka

Warszawa 2021

Czekałam na tę książkę.

We wstępie Autorka pisze: "świat potrzebuje wszystkich mózgów", tych uznawanych za zwyczajne i tych neurorożnorodnych. Zgadzam się w całej rozciągłości. 

Sam wstęp to bardzo mocne wprowadzenie w nieneurotypowy świat. Autorka uchyla gardę, odsłania przed Czytelnikiem wrażliwe, intymne wręcz szczegóły ze swego życia, zyskując przy tym ogromną sympatię, ale też stawiając publikę w trudnej sytuacji. Gdyśmy odgrodzeni kreacją literacką czujemy się bezpieczni, ta zamierzona i wtłoczona we wstęp prywatność pozbawia nas przyjemnej osobności, anonimowości. Nagle stajemy się częścią świata Autorki, poznajemy Jej perspektywę. Spokój znika.

"Napiszę książkę tak, żeby wpuścić wszystkich, którzy ją przeczytają, do środka mojej głowy".  Stąd też wiele miejsca zajmuje opowieść o postrzeganiu codzienności, relacji międzyludzkich, o trudnościach z prowadzeniem rozmów i radzeniem sobie z przebodźcowaniem. Stąd też autotematyczne historie o pisaniu, które jest bezpiecznikiem, stałą niezachwialną i swego rodzaju drogowskazem prowadzącym przez pełne wybojów życie.

Zupełnie niezwykle wybrzmiewają bolesne wspomnienia, które przybierają tutaj rodzaj relacji z przeszłości, bez silnego nacechowania emocjonalnego. Dotyka samotność i smutek dziecka nierozumianego przez rodziców. Ta opowieść o osobie, która jest nieneurotypowa, nieheteronormatywna, nieprzywiązująca wagi do płci, której przyszło się wychowywać w latach 90. w słabo wykształconej rodzinie katolickiej w Garwolinie. Ważną częścią są te fragmenty poświęcone matce ("Matka mnie zabije, jak to przeczyta"). Zimna, wciąż rozdrażniona, zniecierpliwiona, rozczarowana córką, może zła, że urodziła ją za wcześnie i pozbawiła się beztroskiej młodości? Napięcie na linii matka - córka jest tak silne, że nie pozwala im na utrzymywanie kontaktów. Ta podstawowa, zdawałoby się relacja, tutaj nie istnieje.  "Pisząc daję też znać samej sobie, że moje doświadczenie jest ważne". 

W "Cukrze" obecny jest też na szczęście humor, który chwilami ściąga nadmiar ciężaru z czytelnika. Niektóre fragmenty, jak choćby ten o spalonej w kontrolowanym pożarze wersalce czy sąsiedzkich pracach odkrywkowych w piwnicy, pokazują skrzą się humorem, mają w sobie pewien dystans i serdeczność. 

Jednak większą część lektury zajmuje wzruszenie i identyfikowanie się z bohaterką, jak wtedy, gdy pragnie nad wszystko mieć własnego kota, jak wtedy gdy już Ritę ma. Bezbronna, próbująca uczyć się ludzi dziewczyna, która najbardziej ludzkie cechy odnajduje w zwierzęciu. 

Niech ta lektura będzie przewodnikiem po człowieczej różnorodności, niech będzie alfabetem akceptacji, tutorialem człowieczeństwa i empatii. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz