środa, 21 października 2020

Szczepan Twardoch - Pokora [recenzja]

 

Wydawnictwo Literackie

Kraków 2020

Świetna okładka. W charakterze. Bardzo spójna z treścią. Patrzysz na nią i wiesz o czym przeczytasz: o zgiełku i tumulcie świata, o gorączce głów, zepsuciu i demoralizacji, chaosie, bałaganie i nieładzie. Ogólnym, zbiorowym, ponadjednostkowym. Światowym.

Taka była rzeczywistość początków XX wieku: zmierzch mocarstw, Wielka wojna, ruchawki społeczne powojenne, walka o wpływy, starcia politycznych antagonistów, partii i możnych. Walka o wpływy i rząd dusz, nowy porządek, bądź utrzymanie starego - w zależności od królującej właśnie opcji.

Twardoch rzucił się na głęboką wodę tworząc postać Aloisa Pokory. Nie jestem do końca przekonana czy wyszedł z tej próby zwycięsko, jednak, bez wątpienia, jego bohater jest postacią obarczoną mocną przeszłością, spójną historią rodzinną, w której duże znaczenie ma pierwiastek geopolityczny. A to działa na plus całej historii. Czasem jego zachowania i wybory nijak się mają do charakteru i woli, jaką obdarzył go Autor, ale może to zabieg celowy?

Nieuniknione są tu skorzenia z "Drachem" (szczepan-twardoch-drach-recenzja.html), inną śląską powieścią Twardocha, która jednam obserwatorem i komentatorem

Słabością Autora jest skłonność do popisywania się wiedzą, oczytaniem, wtajemniczeniem w śląskie kwestie, a, co za tym idzie, przemycaniem całego bezliku gwarowych wtrąceń, etnograficznych wpleceń i geograficznych nazwiązań. Bardzo mi się to przechwalanie podoba, jestem nim absolutnie urzeczona, dlatego każda kolejna strona powieści była dla mnie przygodą i radością.

Mamy zatem biedną górniczą rodzinę, której głowa ciężko pracuje na przodku. Nienawidząc i świata i ludzi, ze złości i nienawiści powołuje wciąż do życia nowe istnienia. Jednym z potomków jest narrator, od zawsze odstający od reszty rodzeństwa. Chłopak dostaje szansę - miejscowy proboszcz dostrzega w nim potencjał i wysyła go na naukę do szkoły. Alois pnie się po kolejnych stopniach edukacyjnych, zaczyna też studiować filozofię. 

Niestety, przychodzi Wielka Wojna, Aloiz zaciąga się do wojska. Tam awansuje, zdobywa oficerskie szlify. Dla postronnych jest kimś. Dla siebie samego - wciąż zagadką, częściej smutną samotną porażką niż szczęśliwym poukładanym zwycięzcą. 

Naznaczony beznadziejną miłością, otwarty na doznania i miłość ponad płciami, jest pogubiony i całkiem samotny w swoich poszukiwaniach. 

Od dziecka pozostawiony sam sobie - nierozumiany przez rodzinę, która została w Pilchowitz, nie tylko fizycznie, ale też mentalnie. Wyszydzany przez gimnazjalnych towarzyszy jako niegodny zaszczytów czy choćby ich towarzystwa, w wojsku będący trybikiem w morderczej machinie. 

Gdy kazano mu wierzyć w kajzera, wierzył. Gdy trzeba było pójść bić się w nie do końca zrozumiałej sprawie, poszedł. Rozkaz ważniejszy od rozsądku. Gdy trzeba było kochać - kochał niezrozumiale, skrycie, gorąco, ale czy prawdziwie? Pielęgnujący w sobie wyidealizowany wizerunek ukochanej, nie dopuszczał do siebie prawdziwego uczucia.

Złamany wojennymi doświadczeniami, rzuca się w wir berlińskiego komunizmu, który wreszcie był jakiś: soczysty, pozbawiony zasad, pełen pełnokrwistych niecodziennych, barwnych postaci. 

Aloisa psychika to złożony temat, który dostarcza wielu przemyśleń, ale też powoduje wątpliwości u czytelnika. Z jednej strony ten samotny, nienauczony uczuć, niewyposażony w żaden bagaż obyczajowy chłopak doświadcza nowych światów: edukacji, przejścia w nowe sfery towarzyskie i klasowe, jest pierwszym Pokorą, który studiuje, jest dowódcą oddziału, a nie służącym oficera. Próba odnalezienia się w tym nowym, wcale niechętnym mu świecie jest przykrą przygodną, ale konieczną, bo w jego sytuacji nie ma już innego świata.

Wszędzie obcy - pośród swoich krewniaków, pośród współpracowników czy innych studentów. Patowa sytuacja.

Do tego dochodzi oziębłość wobec życia, jednoznaczna tutaj z brakiem wyklarowania własnej seksualności. Węzeł gordyjski osobistego bagażu wewnętrznego.

Nie chcę opisywać poszczególnych kolei losu Pokory. Chcę tylko podkreślić wyjątkowy język Twardocha, który w swej surowości jest niezwykle trafny i współbrzmiący z postacią. Bardzo interesujące doznanie czytelnicze, pełne ostrości, ciężkości, brutalizmu, nie tyle wojennego, co codziennego, podkreślającego ludzką małoduszność.

Długo by się rozwodzić. A przecież wystarczy spojrzeć na okładkę. Jest tam niemal wszystko.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz