niedziela, 22 marca 2020

A. G. Riddle - Pandemia [recenzja]

Przekład: Agnieszka Kalus
Wydawnictwo: Filia
Poznań 2018

Tytuł na czasie.
Riddle dał się ponieść wyobraźni i wrzucił do książki bodaj wszystkie pomysły jakie przyszły mu na myśl. W pewnym momencie fabuły poczułam głębokie współczucie do autora, który naważywszy sobie wątkowego piwa, musiał jakoś doprowadzić je do finału, połączyć, sprawić, by miały ręce i nogi. Nie wydaje mi się, by ta misja skończyła się powodzeniem. Im dalej w treść, tym bardziej wydawało mi się, że wchodzę w świat SF (implant w hipokampie rządzi w tej materii).
Cofanie się w odległą przeszłość i czasy II wojny światowej są zbędne, niepotrzebnie nadwyrężająca fabułę i cierpliwość czytelnika. Połowa wątków do wyrzucenia, bez szkody dla treści. 
Miała być książka o pandemii, wyszła rozdrobniona, mało strawna papka o spisku wszech czasów. Wątpliwie zresztą uzasadnionym.
Mamy oto bowiem zabójczą epidemię, która rozpoczyna się w Kenii. Do małego szpitala dociera dwóch młodych Amerykanów, którzy mają objawy zbliżone do wirusa ebola. 
Epidemiolog z Atlanty, dr Peyton Shaw wraz z grupą współpracowników ruszają do Afryki, by zebrać jak najwięcej danych o wirusie, a przede wszystkim, by go spowolnić. Napotykają tam na problemy, o których istnieniu nie zdawali sobie sprawy.
W tym samym czasie w Berlinie, Desmond Hughes próbuje dociec czemu niczego nie pamięta i skąd w jego hotelowym pokoju wziął się trup. Posiłkując się nikłymi wskazówkami dociera do dr Shaw. Od tej pory wspólnie zaczynają walkę o powstrzymanie epidemii i spisku o zasięgu ogólnoświatowym. 
Wielki żal, że książka sprawę pandemii traktuje tylko jako punkt wyjścia do śliskich i naciąganych walk politycznych o wpływy i korporacyjnych o władzę nad ludzkością. 
Rzadkie w książce fragmenty poświęcone badaniom, walce z wirusem, sposobami na jego powstrzymanie są niewystarczające, by uzasadnić tytuł książki.
Najbardziej interesująca wydaje się ta strona książki, która dotyczy Desmonda - tajemniczego mężczyzny, próbującego odzyskać pamięć. Jego powracające wspomnienia, próby odzyskania tożsamości są jedynym bodaj interesującym elementem książki.
Wątek dotyczący spisku jest tak piramidalnie bzdurny, że spuszczę nań zasłonę skonsternowanego milczenia.
W czasie zarazy, jaka nam teraz nastała, łatwo nabrać się na chwytliwy tytuł. Jestem tego przykładem.
Strata czasu.

1 komentarz: