wtorek, 19 marca 2019

Dionisios Sturis, Ewa Winnicka - Głosy. Co się zdarzyło na wyspie Jersey [recenzja]

Wydawnictwo Czarne
Wołowiec 2019

Nie wiem jak obronić moje stanowisko. Nie znajduję dość silnych i przekonujących argumentów, by je dostatecznie uzasadnić, wytłumaczyć. Mimo powyższych irytujących braków muszę stwierdzić, że według mnie, ta książka nie powinna powstać.
Choć Ewa Winnicka to jedna z moich ulubionych reportażystek.
Poruszyła mnie historia zawarta w książce "Był sobie chłopczyk", zafascynowała opowieść o niejednoznacznej Barbarze Piaseckiej - Johnson, urzekła subtelność i klasa rozmowy w rodziną Stuhrów. To tylko część moich wynurzeń na temat sukcesów pióra Ewy Winnickiej. Rzetelna, fachowa, uważna.
W przypadku "Głosów" wszystkie jej wiodące cechy wciąż dominują, jednak nie ratują sytuacji.
Temat wydaje mi się zbyt... bulwarowy, kojarzący się z pierwszymi stronami kolorowych dzienników wątpliwej wartości. Z drugiej strony, dotyka tak prywatnych, intymnych sfer, że pisanie, wspominanie o nich zdaje się być  nie na miejscu.
Mamy oto polską rodzinę emigrantów, którzy szukają szczęścia na wyspie Jersey. On pracuje, ona opiekuje się dwójką dzieci. Rzeszowscy wydają się być typowi, zwyczajni, nudni. Do czasu aż mąż i ojciec rodziny podczas weekendowego grilla pozbawia życia dzieci, żonę, teścia i jeszcze przyjaciółkę domu wraz z małoletnią córką.
Szok. Niedowierzanie sąsiadów, znajomych, pracodawcy i wszystkich tych którzy mieli z nimi kiedykolwiek do czynienia. Z czasem pojawiają się nieśmiałe przebąkiwania o przemocy domowej, zazdrości, zdradzie, depresji.
Z rozmów jakie autorzy przeprowadzają ze świadkami życia rodziny Rzeszowskich, wyłania się jednak dość ponury obraz uwikłania w emigrację jako jedynego sposobu na wyrwanie się z biedy. Towarzyszy jej depresja, samotność, tęsknota za krajem i bliskimi, o tyle beznadziejna, że z racjonalnego punktu widzenia, nie dająca nadziei na powrót do kraju.
Pojawiają się historie pogubionych Polaków, którzy mają problem z aklimatyzacją w nowym miejscu, co odbija się na całych rodzinach. Nieszczelny, niegotowy na imigrantów system społeczny, nie gwarantuje pomocy psychologicznej, a co za tym idzie, generuje kolejne jednostki, stojące nad przepaścią.
Autorzy śledzą proces Rzeszowskiego, oglądają kilkadziesiąt godzin zapisu wideo z przebiegu procesu, przytaczając/skracając relację do najważniejszych fragmentów. Wyłania się z nich kompletnie niespójny obraz diagnoz psychiatrycznych, gdzie najtęższe brytyjskie głowy ścierają się nad powodami dla których Polak zabił najbliższych.
Niejednoznaczna ocena i przyczyna tragedii, niekompletny, niegotowy na tego rodzaju sprawy system prawny są kolejnymi fragmentami zmuszającymi do przemyśleń.
Autorzy zostawiają czytelnikowi miejsce na analizy i podsumowania, są dokładni i sumienni, a jednak sam temat, podejście do intymnych, rodzinnych spraw powoduje, że momentami czytelnik czuje się jak podglądacz.
I ma poczucie winy, że czyta, choć nie powinien.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz