Wydawnictwo Karakter
Kraków 2018
Chaos. Wielogłos w monologu. Wiele wspomnień, wiele wątków. Trudno uchwycić narratora, złapać się jednej jego myśli przewodniej, ciężko za nim nadążyć.
Tak jest na początku książki.
Mnogość emocji, wrażeń, wspomnień konsternuje i pozbawia czytelnika wygody, gdyż nagle przychodzi refleksja, że to o czym pisze autor jest nazbyt osobiste, zbyt prywatne.
Pozostając zatem w emocjonalnym rozkroku (czytać czy nie czytać?) brnę dalej w otchłanie odautorskich wspomnień.
Płomienny ton narratora, życiowe doświadczenia, bardzo trudne momenty rodzinne stanowią tło, które nie pozostawia czytelnika bez refleksji.
W gruncie rzeczy ta książka to bardzo mocne rozliczenie się w polską przeszłością: niewdzięczną, naznaczoną najgorszymi momentami w historii XX wieku, a nade wszystko gorzkie świadectwo ofiary Marca'68.
Dzieje rodziny autora uwikłane są we wszystkie te dramatyczne momenty. Po mieczu jest on bowiem związany ze starą szlachtą polską (wspomina przodka spod Grunwaldu), co po wojnie, w czasach jego dorastania stało się problemem, który dotknął całą rodzinę. Sławny profesor psychiatrii, więzień oflagu, Oskar Bielawski, z dnia na dzień stał się niepożądanym elementem, zagrażającym jedynemu słusznemu ustrojowi.
Rodzice, dwoje wojennych rozbitków, zeszli się po wojnie, wspólnie tworząc nie tylko rodzinę, ale też współpracując zawodowo. Autor z okruchów pamięci, strzępków informacji próbuje odtworzyć ich losy, ich relację, porównuje ją z tym, co pamiętam z lat swojego dzieciństwa i młodości.
Młodości, która również nie była najłatwiejsza.
Gdy nastał Marzec'68 dowiedział się, że matka jest Żydówką (choć nie halachiczną). Rodzina stanęła w obliczu ogromnego wyzwania i wielkiej tragedii - musieli opuścić Polskę, wyposażeni jedynie w dokument podróży.
Jak obezwładniające, trudne było to doświadczenie możemy sobie tylko wyobrazić. Marcowi emigranci zostawiali wszystko. Musieli.
Jechali w nieznane, bez kontaktów, pieniędzy, planów. Wykorzenieni z ojczyzny, dotychczasowego życia, musieli zaczynać wszystko od nowa.
Autor zestawia swoje szlacheckie i semickie pochodzenie, swoją polskość i szwedzki paszport. Ma bardzo wiele perspektyw, a każda z nich daje pewnego rodzaju nietuzinkowość.
Rozliczanie się z rodzinnymi tajemnicami, traumami (matka swą wojenną historię opowiadała żonie autora, Agnecie Pleijel), dociekanie źródła polskiego antysemityzmu, nacjonalizmów, a także refleksja nad kodeksem rycerskim i jego aktualnymi wersjami, oto tylko niektóre z rozważań autora.
Wraca wspomnieniami do rodzinnych miast rodziców, na Kresy, do sztetli, do getta, sprawdza repertuar jenieckiego obozu w którym więziony był jego ojciec.
Pisze też o spotkaniu z Rolling Stonesami, pierwszych miłościach, sposobach na odnalezienie się na obczyźnie.
Mnogość wspomnień wtłoczona w "Dom z dwiema wieżami" ubrana jest w różnego rodzaju emocje: złość, gniew, czasem zabarwiona jest strachem, czasem humorem, innym zaś razem zgryźliwością czy sarkazmem.
Cała paleta poruszeń, których beneficjentem na czas lektury, ale też długo po niej, stanie się uważny czytelnik.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz