wtorek, 7 listopada 2017

Andrzej Muszyński - Fajrant [recenzja]

Wydawnictwo Literackie
Kraków 2017

Czekałam na prozę na miarę "Podkrzywdzia". Pamiętałam bardzo mocny początek tamtej książki, który stopniowo się rozmywał, jednak sam koncept i język był znakomity.
Tutaj nie ma mocnego wejścia. W zasadzie książka mnie znudziła. "Podkrzywdzie" było wydarzeniem, "Fajrant" jest, hmm, zawodem.
Historia trójki przyjaciół, którzy po kilku latach pracy na Wyspach Brytyjskich wracają do swego Miasteczka. Mają oni głowy pełne pomysłów, pewien kapitał (ciężko wypracowany na obczyźnie), a także pomysły na rozkręcenie biznesu. Marzą o stworzeniu internetowej agencji piłkarzy, piszą więc projekt finansowy, szukają sponsorów i partnerów, ale nic nie tu proste. Marzenia muszą zetknąć się z brutalną polską rzeczywistością.
Maria, jedna z paczki zajmuje się logistyką, jej chłopak Benio mocno wierzy w sukces, zaś trzeci z bohaterów spotyka się z potencjalnymi kontrahentami, rozmawia, czyni ustalenia.
Początkowy impet powoli słabnie, nastroje spadają, wyczekiwany sukces nie nadchodzi.
Nasi bohaterowie nie chcą jednak wracać do tułaczego życia, chcą zostać w Miasteczku, które jest dla nich ważne.
Tu się wychowali, tu czynili swoje małe i większe marzenia, tutaj chcą się zestarzeć.
Wspomnienia z dzieciństwa, zestawienie dawnych klisz z Miasteczka ze współczesnymi widami jest interesującym zabiegiem. Podobnie ma się rzecz z poszczególnymi postaciami, które na swojej drodze spotyka przedsiębiorcza trójka. Bardzo często są to przerysowane kreatury polskich biznesmenów, którzy choć osiągnęli sukces finansowy, pozostali aroganckimi, ubogimi duchem prostakami.
Nie wiem czy zabiegiem autora było przywołanie sytuacji dzisiejszych wróconych z zagranicy Polaków, którzy próbują się odnaleźć w nowej sytuacji - z oszczędnościami, ale w sumie bez pieniędzy. Z doświadczeniem, ale bez większych szans na zatrudnienie w zawodzie - zwykle wykonywali prace poniżej swych kwalifikacji.
Może o to chodziło. Może nie. Nie wiem i nie bardzo mnie to interesuje.
Zwyczajnie zabrakło uwagi. Czytam i nie czuję się wciągnięta w historię. Małe fragmenty, które przybliżały mnie do opowieści były krótkotrwałe i ulotne, dotyczyły wspomnień i obrazu Miasteczka sprzed lat - dotyczyły zajęć ojca, matki czy historii dworu.
Tyle. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz