Wołowiec 2016
Fałszerzy pieprzu skończyłam czytać w maju, ale wciąż nie mogłam się przemóc, by zebrać myśli i ocenić jej treść.
Wciąż mi trudno. Wiem na pewno, że w książce tej podoba mi się (aż) jedynie okładka.
Pewne poruszenie wywołało we mnie jeszcze to, że książka napisana jest w hołdzie dla ojca autorki, który nie opowiada nigdy o swoim losie, historii rodziny. Jak pisze autorka, ta historia powstała z milczenia ojca.
"Mój ojciec należy do tych, którzy milczą. To jego milczenie jest ogromne, przepastne i można się w nim utopić. Dlatego zaczęłam pamiętać. Przeciw temu milczeniu, przeciw zapomnieniu, przeciw nicości, która chciałaby to wszystko pochłonąć".
Pewnie dlatego historia między szlachecką rodziną matki, a żydowską ojca jest tak nierówna - dominuje linia po mieczu.
Monika Sznajderman spogląda na zdjęcia, fragmenty dokumentów, odtwarza koleje losów swoich przodków.
Wiele tu domysłów, odtworzeń, prawdopodobieństw. Mało faktów, pewników, więcej życzeń i pytań. Odwiedzanie miejsc, w których kiedyś stały żydowskie domy, żydowskie bóżnice również nie przynosi pomocy - w większości przypadków takich budowli już nie ma, zostały tylko okruchy pamięci.
W czasie gdy żydowski odłam rodziny walczył o życie, gdy tracił życie, ziemiańska, szlachecka rodzina matki wciąż cieszyła się swobodą, prowadząc w miarę stabilne życie. Dysonans pomiędzy nimi jest wręcz zbrodniczy, autorka nie ocenia jednak, nie deprecjonuje. Przynajmniej się stara.
Pisze o antysemityzmie, również tym rodzinnym, o samotności, strachu, tajemnicach.
Trochę się chlubi, trochę się pyszni zarówno pochodzeniem (z obu stron), jak i koneksjami rodzinnymi. To moje wrażenie. Jest ono na tyle silne, że powoduje irytację całością, zbyt przysłania mi obraz, by spojrzeć globalnie na całą historię. Ponadto mam zastrzeżenia kompozycyjne, konstrukcyjne, pachnie mi też kabotynizmem, który przejawiając się w szumnym tytule (choć bardzo zgrabnym) daje obraz takiej właśnie megalomanii, odwracającej uwagę od meritum. A dla mnie tym meritum powinny być relacje polsko - żydowskie, kwestia winy, współodpowiedzialności, braku pomocy i współpracy, wreszcie antysemityzm i problem zadośćuczynienia.
Autorka podąża jednak ścieżką własnych pytań, dręczących ją problemów, bardzo często teoretyzując, dumając, spekulując.
Nie dla mnie taka proza.
Przy całym szacunku do wybitnych tytułów wydawnictwa Czarnego, pozwalam sobie stwierdzić, że czasem lepiej książki wydawać niż pisać.
Monika Sznajderman spogląda na zdjęcia, fragmenty dokumentów, odtwarza koleje losów swoich przodków.
Wiele tu domysłów, odtworzeń, prawdopodobieństw. Mało faktów, pewników, więcej życzeń i pytań. Odwiedzanie miejsc, w których kiedyś stały żydowskie domy, żydowskie bóżnice również nie przynosi pomocy - w większości przypadków takich budowli już nie ma, zostały tylko okruchy pamięci.
W czasie gdy żydowski odłam rodziny walczył o życie, gdy tracił życie, ziemiańska, szlachecka rodzina matki wciąż cieszyła się swobodą, prowadząc w miarę stabilne życie. Dysonans pomiędzy nimi jest wręcz zbrodniczy, autorka nie ocenia jednak, nie deprecjonuje. Przynajmniej się stara.
Pisze o antysemityzmie, również tym rodzinnym, o samotności, strachu, tajemnicach.
Trochę się chlubi, trochę się pyszni zarówno pochodzeniem (z obu stron), jak i koneksjami rodzinnymi. To moje wrażenie. Jest ono na tyle silne, że powoduje irytację całością, zbyt przysłania mi obraz, by spojrzeć globalnie na całą historię. Ponadto mam zastrzeżenia kompozycyjne, konstrukcyjne, pachnie mi też kabotynizmem, który przejawiając się w szumnym tytule (choć bardzo zgrabnym) daje obraz takiej właśnie megalomanii, odwracającej uwagę od meritum. A dla mnie tym meritum powinny być relacje polsko - żydowskie, kwestia winy, współodpowiedzialności, braku pomocy i współpracy, wreszcie antysemityzm i problem zadośćuczynienia.
Autorka podąża jednak ścieżką własnych pytań, dręczących ją problemów, bardzo często teoretyzując, dumając, spekulując.
Nie dla mnie taka proza.
Przy całym szacunku do wybitnych tytułów wydawnictwa Czarnego, pozwalam sobie stwierdzić, że czasem lepiej książki wydawać niż pisać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz