czwartek, 27 kwietnia 2017

Dany Laferrière - Kraj bez kapelusza [recenzja]

Przekład: Tomasz Surdykowski
Wydawnictwo Karakter
Kraków 2011

Karakter mi imponuje. Pięknie wydaje swoje książki, jest poza (a może ponad) trendami, a przede wszystkim ma styl i charakter/karakter.
Kraj bez kapelusza jest dowodem na moją teorię. Nieoczywista, niepoważna opowieść o Haiti, kryje w sobie drugie dno, bardziej mroczne, intrygujące. Sama stylistyka tej opowieści daje do myślenia - urywane, niekompletne, porzucane wciąż historie, wcale się nie łączą, nie dają globalnego oglądu sytuacji, nieco ją tylko nakreślają, dając pole wyobraźni. Język - cięty, dowcipny, ale też prosty, nieskomplikowany, którego specyfikę autor przyrównuje do pisarstwa naiwnego, ocierającego się o prymitywizm.
To po trosze kokieteria, po trosze zaś prawda, realizowana na potrzeby przybliżenia haitańskiej codzienności, charakteru ludu. Życie na karaibskiej wyspie widziane jest z perspektywy czterdziestoczteroletniego narratora, mężczyzny, który wraca z emigracji do domu. Stary Gnat (tak mówi o nim matka) ponad dwadzieścia lat żył w zimnym Montrealu, teraz odwiedza matkę i ciotkę, na każdym kroku spotyka dawnych znajomych i przyjaciół.
Suche spojrzenie wracającego na wyspę pisarza, bo tym trudni się nasz bohater, jest interesujące i niecodzienne. Porównuje białych ludzi z Montrealu z gorącymi wyspiarzami. Widzi biedę, którą zostawił lata temu, widzi zmiany, jakie zaszły w jego mieście, wspomina przyjaźnie i decyzje sprzed lat, które predestynowały go do zmiany miejsca zamieszkania.
Haitańczycy są specyficzni. Przekonani o własnej wyjątkowości (uważają, że jako pierwsi wylądowali na Księżycu), wciąż niepogodzeni w amerykańską okupacją, zmagający się z niedostatkiem, żyjący w obawie o spadek poziomu życia, który zmusi ich do utraty pozycji społecznej. Do tego, wciąż żywa jest opowieść voodoo, do której nawiązuje tytuł powieści. Kraj bez kapelusza to świat umarłych, do którego udaje się na chwilę dostać głównemu bohaterowi. Konfrontuje on własną wiedzę z tego zakresu z lokalnymi historiami, voodoo jest tu wciąż żywe. Według niektórych w kraju aktywne są całe armie nieżywych, którzy wciąż przebywają na naszym świecie, pędząc spokojny żywot, budzą się nocą. Świat zmarłych przenika do świata żywych, jeden maleńki element rozróżnia Haitańczyków żywych od martwych, choć w zasadzie ich sytuacja życiowa niewiele się różni bez względu na stopień żywotności.
Autor nie ma złudzeń co do kondycji swojego kraju, bezlitośnie ją portretuje, czyniąc to w kąśliwy sposób. Wplata w swą niezwykłą historię elementy publicystyczno - reporterskie, dzięki czemu obraz Haiti jest przekonujący i barwny.
Bardzo interesująca powieść, bardzo ciekawy autor.

1 komentarz:

  1. Jestem świeżo po lekturze tej książki i wywarła na mnie całkiem dobre wrażenie. Trochę zaskoczył mnie styl, który jest znacząco różny od "Smaku młodych dziewcząt", innej książki tego autora, jaką miałem okazję wcześniej czytać.

    OdpowiedzUsuń