sobota, 6 sierpnia 2016

Gregory David Roberts - Shantaram [recenzja]

Przekład: Maciejka Mazan
Wydawnictwo Marginesy
Warszawa 2016

Świat huczy od zachwytów. Czytelnicy w ekstazie. Roberts triumfuje. Wielki sukces.
Uległam czarowi rekomendacji i zabrałam się za lekturę. Od początku nie umiałam znaleźć się w Shantaramie. Nijak nie potrafiłam wpasować się w narracyjne koleiny Robertsa. Ta proza uwiera mnie i mierzi, nudzi i drażni. Mimo szczerych chęci i oczekiwania na zmianę postawy, całe osiemset stron męczyłam się i trudziłam kolejnymi rozdziałami. 
Na początku biografia autora - nieprawdopodobna i mało wiarygodna, dobrze wygląda na okładce książki, to fakt.
Jednak wywiad radiowy z tłumaczką, Maciejką Mazan potwierdza ten niesamowity życiorys australijskiego przestępcy. Ja i tak sądzę, że jest podkolorowany.
Roberts swego czasu trudnił się napadami z bronią w ręku. Gdy wpadł, trafił do więzienia o zaostrzonym rygorze, skąd uciekł do Indii, tam zajmował się leczeniem ludzi w slumsach, przemytem, współpracą z mafią. W Bombaju znów trafił do więzienia, gdzie był torturowany, dzięki łapówce mafiosa, udało mu się opuścić areszt. Później zaczął przemycać narkotyki do Europy, znów wpadł,  deportowany do Australii, osadzony w więzieniu, znów uciekł.  Zdecydował się wrócić do kraju i dobrowolnie poddać się karze. W więzieniu zaczął pisać Shantaram - wspomnienia z Bombaju.
Tak pokrótce można opisać fabułę książki, która jest zarazem jej najsłabszą stroną. Tym co zwraca w książce moją uwagę jest egzotyczny, pulsujący życiem Bombaj, ale też Indie w wersji prowincjonalnej (gdy Lin wyjeżdża na kilka miesięcy do rodzinnej wsi Prabakera). Codzienność, obyczaje, kontakty z tubylcami, uwarunkowania społeczne i łut szczęścia, taki jest świat głównego bohatera.
Poznaje tajniki codzienności, obserwuje je, przyswaja, adaptuje na swoje potrzeby, niczemu się nie dziwi, dzięki czemu wciąż jest na powierzchni.
Uczynność, szczerość, wielkie serce mieszkańców wioski, którzy z daleka od wielkomiejskiego blichtru, pokazują co tak naprawdę jest w życiu ważne. Proste życie, skupienie na podstawowych, najważniejszych uczuciach, naturalność i autentyczność, dają głównemu bohaterowi wskazówki do tego, by określić priorytety we własnym życiu.
Nauka poprzez obserwację, czasem własne działania, opowiedzenie się po wybranej stronie, powodują, że Shantaram przechodzi przemianę. Zakochuje się, zaprzyjaźnia, czuje współczucie, ból, strach, wszystko to, co powoduje, że zaczyna żyć naprawdę.
Indie poza wielobarwnym, kolorowym tłumem rozkochanych w bollywoodzkich filmach autochtonów są miejscem schronienia dla wielu przestępców, uchodźców, którzy bez trudu giną w tym wielobarwnym tłumie, często na zawsze. 
Każdy ma swoją historię, wiele z nich opisuje nasz bohater. 
Momentami pachniało mi Coelho (a to gorzej niż źle)...

9 komentarzy:

  1. Twoja recenzja to dla mnie balsam, bo myślałam,że tylko ja nie potrafię się w tej książce odnaleźć i jej docenić. Indie mnie zachwyciły, ale tylko Indie. Gdyby książkę skrócić o połowę wyszłoby jej to na dobre, a tak miałam nieustające uczucie, że wciąż czytam o tym samym. Wywody psudofilozoficzne też nie specjalnie do mnie przemówiły, tym bardziej że większość dotyczyła biedy i upokorzeń. Nie był to czytelniczy raj, który obiecywał Meller, niestety.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mnie ta książka się spodobała, ale nie jako czytelniczy gral. Z tym Cohelio to w sumie masz rację, dopiero jak napisałaś, to sobie zdałam sprawę. Narrator ma tendencję do moralizowania.
    Ale poza tym akcji jest rzeczywiście dużo. Podobno książkę czytają nawet ci, co nie czytają w ogóle. Może to my przyzwyczailiśmy się do tego, że reklamowane są książki wybitne, a nie te pełne akcji?

    OdpowiedzUsuń
  3. Część drugą w sumie bym przeczytała, ale z racji rozmiarów nie podejmuję się na razie. Bo kiedy?

    OdpowiedzUsuń
  4. Coraz więcej pojawia się negatywnych opinii na temat tej książki i muszę przyznać, że odbiera mi to ochotę na jej poznawanie. Jakoś tak...

    OdpowiedzUsuń
  5. Cieszę się że nie ulegasz ogólnej opinii :-) Ta pozycja jest jeszcze przede mną ale narazie odkładam ją na potem.

    OdpowiedzUsuń