piątek, 4 kwietnia 2014

Malcolm Mackay - Lewis Winter musi umrzeć [recenzja]

Książka inna niż wszystkie. Zaskakuje podejściem do tematu, strukturą, ujęciem postaci. Choć umieszczenie fabuły w przestępczym świecie nie jest niczym niezwykłym, to sposób w jaki czyni to Mackay zdecydowanie odstaje od przyjętych standardów.
Co takiego zrobił autor? Otóż od początku jasno i klarownie dał nam do zrozumienia kto zginie, w jaki sposób i z czyich rąk. Znając wszystkie szczegóły zbrodni zaczynamy śledzić przygotowania do niej, poznajemy zabójcę, ofiarę, ich środowiska. Calum MacLean to płatny morderca, tytułowy Lewis Winter to jego cel. Pierwszy z nich zaczyna cieszyć się opinią perfekcjonisty, drugi jest niewygodnym pionkiem, który musi zniknąć. Jak to się stanie, w jakich okolicznościach, dowiadujemy się krok po kroku, śledząc kolejne etapy działań profesjonalnego killera. 
I tu pojawia się problem natury moralnej. Czytając o żmudnych przygotowaniach do mokrej roboty, czytelnik zaczyna myśleć o niej jak o zwykłym zadaniu, zbrodnia traktowana jako zobowiązanie, staje się mniej przerażająca. Człowiek ma wykonać pracę, obserwujemy jego wytężone działania przygotowawcze. W międzyczasie poznajemy charakter, przemyślenia, znajomości zabójcy, wydaje się nam, że to zwykły facet, może nawet do polubienia. Czy to celowy zabieg autora? Niezła prowokacja: sympatyzowanie z mordercą, a co za tym idzie spłycenie zbrodni poprzez szeroko płynącą empatię. Bardzo sprytny zabieg. I jak wówczas wygląda czytelnik, który usprawiedliwia zabójcę?
Calum wykonuje swoje zadanie. Nie zdaje sobie jednak sprawy z tego, że to jeszcze nie koniec. Jednorazowe zlecenie ma drugie dno. Trafia on na bardziej skomplikowany grunt, który okaże się być wymagającym i niebezpiecznym. Jaki będzie finał?
Autor przełamał konwencję, otworzył przed czytelnikiem nowe drzwi, za którymi kryją się oryginalne doznania, niejednoznaczne spojrzenia na półświatek, ale też ciekawe rozwiązania koncepcyjne. 
Mimo całej wiedzy o ofierze i jej oprawcy, czytelnik nie czuje znużenia czy rozczarowania, wręcz przeciwnie, im bliżej godziny zero, tym częściej zadajemy sobie pytanie czy wszystko pójdzie po myśli Caluma, czy uda mu się osiągnąć cel. Ciekawe doświadczenie.
Dla mnie było to interesujące, nieznane dotąd przeżycie. Książka dawno skończona, a ja wciąż ją przeżywam. Cel został osiągnięty: literatura ma poruszać i zapadać w pamięć. Tu się udało.



Za egzemplarz książki dziękuję wydawnictwu:





2 komentarze:

  1. Pomysł rzeczywiście ciekawy, to całkowicie inne przedstawienie zbrodni. Będę mieć na uwadze tę książkę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mimo wiedzy bez znudzenia i zapada w pamięć? Hm... interesujące, muszę się rozejrzeć :)

    OdpowiedzUsuń