poniedziałek, 6 kwietnia 2020

Elise Karlsson - Linia [recenzja]

Przekład: Dominika Górecka
Wydawnictwo: Pauza
Warszawa 2020

Największy efekt robią w tej książce puste strony. Nie są one całkowicie puste, o nie, ale często w 7/8.
Ta cisza i przestój dają więcej niż zadrukowane kartki, mówią o korporacyjnej nędzy duchowej więcej niż setki słów.
Gdy jednym życiem, przyjacielem, powiernikiem, sensem i celem jest praca, okazuje się, że to chybotliwa i niepewna podstawa do życia. Wyświechtane, ale niezmiennie aktualne.
Wahnięcie, wychylenie z prostej linii, i nagle cały sens znika.
Przerażające, ale czy pouczające?
Bo biurowe życie stwarza pewne pozory normalności: są wspólne wyjścia na lunche, wypady niby integracyjne, zjednoczenie się w problemowej sytuacji (w sensie jak najlepszego wykonania zlecenia), przelotne romanse, pozory budowania i utrzymywania więzi. Wystarczy jednak widmo kryzysu i wszystkie te rachityczne połączenia międzyludzkie trafia szlag. Każdy staje się wówczas wojownikiem o własne przetrwanie.
Główna bohaterka, Emma, po okresie stagnacji na przygnębiającym bezrobociu, trafia wreszcie do wydawnictwa poradnikowego, gdzie przez jakiś czas walczy o pełen etat. Przez okres próbny robi wszystko, by pokazać jak bardzo jest niezbędna na zajmowanym stanowisku. Jej postawę najlepiej scharakteryzuje podobieństwo do nieskomplikowanego robota, zaprojektowanego za zadaniowość, a z czasem także przetrwanie.
Ludzie, relacje, przyszłość, przyjemności, hobby, zainteresowania nie istnieją. Jest jeden cel - zostać i utrzymać się na stanowisku.
Bez względu na koszty.
Ta książka nie zmieniła mojego życia, nie poruszyła mnie zbytnio. Jeśli jedynym efektem, który zwrócił moją uwagę są te niezapisane części stron, cóż...
Choć, początkowo, opowieść Emmy nosi znamiona atrakcyjności, to autorka nie potrafiła ich wykorzystać. Spłyciła sprawę, cały przekaz jest miałki, rozmyty, nieszczególny i niepogłębiony.
Potencjał był, ale na nim się skończyło.
Nie ma co gdybać nad rozwiązaniami, które mogłyby sytuację uratować.
Zabrakło pomysłów, a może dyspozycji?
Za to okładka bardzo dobra.
I tak powstała moja antyrecenzja: w książce tej najlepsza jest cisza niezapisanych stron i okładka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz