czwartek, 8 marca 2018

J.D.Vance - Elegia dla bidoków [recenzja]

Przekład: Tomasz S. Gałązka
Wydawnictwo Margiensy
Warszawa 2018

Ach te blurby. Czasem więcej z nich szkody niż pożytku. "Najważniejsza książka o Ameryce ostatnich lat" - tak "Elegia..." reklamuje się sama.
Przeczytałam. Nie zgadzam się z powyższym stwierdzeniem.
Robi na mnie wrażenie awans społeczny chłopaka z nizin, który bez żadnego zaplecza materialno - rodzinnego skończył jeden z najlepszych amerykańskich uniwersytetów. Siła charakteru pokonał demony z przeszłości, nauczył się odbierania świata przez pryzmat inny niż jego pobratymcy a Pasa Rdzy (czytaj:bierność), jednak dla mnie to za mało by stać się jednym z najważniejszych głosów współczesnego świata.
Wiele znajomych mi osób pokonało przeciwności losu, ubóstwo, brak rodzinnych tradycji w kształceniu i poszerzaniu horyzontów, wiem jaki wiele ich to kosztowało, wiem, że nie jest to jednostkowy przypadek, dlatego też, znając podobne historie z naszego podwórka, opowieść Vance'a nie robi na mnie wrażenia.
Jednego nie mogę autorowi odmówić - jest on bardzo skrupulatny i drobiazgowy w opisywaniu własnego życia i historii rodzinnych. Za każdym razem jest bardzo odważny w opisywaniu uczuć, słabości czy to swoich czy bliskich, to duża sprawa, wciąż nieoczywista.
Ze wspomnień wyłania się obraz zagubionych, nieradzących sobie z życiem ludzi, którzy uwikłani w nieporozumienia, wzajemne pretensje, a także wtłaczaną od dziecka szorstkość, krzykiem i awanturami maskują swoje braki i lęki.
Agresja, przemoc, dojmująca bieda są na porządku dziennym. Praca ( o ile się trafi) jest marnie płatna, nie dająca nadziei na poprawę bytu.
Dzieci (i dorośli) z popsutymi zębami (napoje gazowane plus brak ubezpieczenia zdrowotnego gwarantującego wizyty kontrolne), śpiące w  bieliźnie lub ubraniach (piżama atrybutem bogatych) są w ciągłej opresji. Składają się na nie rodzinne awantury (często zakończone wizytą policji), uzależnienia od alkoholu czy narkotyków, brak świadomości w kwestii współżycia/zakładania rodzin/utrzymania ich.
Bohater mitologizuje dom babci w małym miasteczku w Ohio. Jak sam przyznaje, dzięki miłości Mamaw i Papaw wyszedł na ludzi.Matka, pogubiona, rozchwiana emocjonalnie furiatka z niemal tuzinem byłych mężów i partnerów nie była dlań podporą. 
Miłość o wdzięczność jaką ma dla dziadków przewija się przez całą książkę.
Dla mnie pewnego rodzaju perwersją były wstawki i uwagi dotyczące Ameryki. Według J. D. Vance'a jest ona najwspanialszym, najbogatszym i najpiękniejszym miejsce do życia.
Mimo segregacji, wykluczenia wielu warstw społecznych, rosnącego bezrobocia, frustracji Ameryka to dla niego raj. Cóż...
Powiało tendencyjnością. Niestety. 


Za egzemplarz książki dziękuję wydawnictwu:






1 komentarz:

  1. No to ja się wychowałam w bogatym domu, bo zawsze odziewano mnie w strój nocny do spania, piżamę albo coś. Zamierzam czytać tę książkę z kluczem, czyli amerykański populizm przełożyć na nasz polski.

    OdpowiedzUsuń