Wydawnictwo Muza
Warszawa 2017
Niech nie zwiedzie was okładka - ta powieść nie jest babskim romansidłem. Benedict Wells konfrontuje czytelnika z historią bohatera bardzo doświadczonego przez życie.
Gdy trzydziestokilkuletni Jules ulega wypadkowi motocyklowemu, wydarzenie to staje się bodźcem do wspomnień dalekiej przeszłości, która zaważyła na życiu wielu osób. Jules, oraz jego starsze rodzeństwo Marty i Liz zostają nagle osieroceni przez obje rodziców. Trafiają do domu dziecka, gdzie zostają rozdzieleni, Jules trafia do młodszych dzieci, gdzie nie radząc sobie z nową sytuacją chłopiec staje się samotnikiem, dziwakiem, zamkniętym w świecie marzeń i wspomnień.
Starsze rodzeństwo również radykalnie zmienia swoje dotychczasowe przyzwyczajenia i usposobienie, Liz wulgarnieje, Marty staje się zapatrzonym w siebie egoistą. Każdy na swój sposób próbuje przeżyć żałobę, odnaleźć się w samotności. Rodzeństwo traci kontakt, rany oraz wspomnienia są zbyt silne.
Jules opowiada historię swoją i swojej rodziny opierając się na wieloletnich obserwacjach. Wynika z nich jasno, że życie jest kruche, nieprzewidywalne, gorzkie, ale też pełne małych szczęść, które raz na jakiś czas rozświetlają szarość. Żadna to nowość,w zasadzie banał, jednak nadanie tym truizmom kostiumu Julesa i jego rodzeństwa powoduje pewną wyjątkowość i niepowtarzalność.
Miłości i sympatie, wyzwania zawodowe, talenty,pragnienia, wszystko to opowiada nam narrator, pokazując jak bardzo na dorosłe życie i decyzje rodzeństwa miały tragiczne wydarzenia z ich dzieciństwa.
Jak łatwo jest się poróżnić, stracić z oczu, oddalić się od siebie, nawet wśród rodzeństwa. Jak wielkie są nasze potrzeby akceptacji, miłości, poczucia wspólnoty i przynależności. Jak wiele w końcu zależy od ułożenia się poszczególnego dzieciństwa, sposobu wychowania. Przeszłość wraca, czasem w całkiem niespodziewanym momencie, rzutując na dorosłe relacje, poczucie własnej wartości.
Autor utrzymuje w powieści minorowy ton, pełen smutku i ciągle obecnego przeczucia, że ta historia naznaczona będzie do końca smutkiem, dojmującym, gęstym, przykrywającym wszystko inne, tylko nie samotność.
Benedict Wells zaskoczył mnie swoją dojrzałością (jest on raptem trzydziestokilkuletnim autorem), znajomością ludzkiej duszy oraz przenikliwością, która bez skrupułów obnaża mroki i tęsknoty ludzkiej egzystencji.
Gdy trzydziestokilkuletni Jules ulega wypadkowi motocyklowemu, wydarzenie to staje się bodźcem do wspomnień dalekiej przeszłości, która zaważyła na życiu wielu osób. Jules, oraz jego starsze rodzeństwo Marty i Liz zostają nagle osieroceni przez obje rodziców. Trafiają do domu dziecka, gdzie zostają rozdzieleni, Jules trafia do młodszych dzieci, gdzie nie radząc sobie z nową sytuacją chłopiec staje się samotnikiem, dziwakiem, zamkniętym w świecie marzeń i wspomnień.
Starsze rodzeństwo również radykalnie zmienia swoje dotychczasowe przyzwyczajenia i usposobienie, Liz wulgarnieje, Marty staje się zapatrzonym w siebie egoistą. Każdy na swój sposób próbuje przeżyć żałobę, odnaleźć się w samotności. Rodzeństwo traci kontakt, rany oraz wspomnienia są zbyt silne.
Jules opowiada historię swoją i swojej rodziny opierając się na wieloletnich obserwacjach. Wynika z nich jasno, że życie jest kruche, nieprzewidywalne, gorzkie, ale też pełne małych szczęść, które raz na jakiś czas rozświetlają szarość. Żadna to nowość,w zasadzie banał, jednak nadanie tym truizmom kostiumu Julesa i jego rodzeństwa powoduje pewną wyjątkowość i niepowtarzalność.
Miłości i sympatie, wyzwania zawodowe, talenty,pragnienia, wszystko to opowiada nam narrator, pokazując jak bardzo na dorosłe życie i decyzje rodzeństwa miały tragiczne wydarzenia z ich dzieciństwa.
Jak łatwo jest się poróżnić, stracić z oczu, oddalić się od siebie, nawet wśród rodzeństwa. Jak wielkie są nasze potrzeby akceptacji, miłości, poczucia wspólnoty i przynależności. Jak wiele w końcu zależy od ułożenia się poszczególnego dzieciństwa, sposobu wychowania. Przeszłość wraca, czasem w całkiem niespodziewanym momencie, rzutując na dorosłe relacje, poczucie własnej wartości.
Autor utrzymuje w powieści minorowy ton, pełen smutku i ciągle obecnego przeczucia, że ta historia naznaczona będzie do końca smutkiem, dojmującym, gęstym, przykrywającym wszystko inne, tylko nie samotność.
Benedict Wells zaskoczył mnie swoją dojrzałością (jest on raptem trzydziestokilkuletnim autorem), znajomością ludzkiej duszy oraz przenikliwością, która bez skrupułów obnaża mroki i tęsknoty ludzkiej egzystencji.
Za egzemplarz książki dziękuję wydawnictwu:
Faktycznie na pierwszy rzut oka można pomyśleć, że to typowe romansidło! A tutaj takie pozytywne zaskoczenie!
OdpowiedzUsuń