Przekład: Tomasz Pindel
Wydawnictwo ArtRage
Warszawa 2025
Parafrazując pewną powieść polskiego noblisty rozpocznę od tego, że wzmiankowany w powieści 1623 "był to dziwny rok, w którym rozmaite znaki na niebie i ziemi zwiastowały jakoweś klęski i nadzwyczajne zdarzenia". Tak było w peruwiańskiej Limie. Najpierw nowicjuszka w klasztorze klarysek rodzi potwora o dwóch głowach, języku rozwidlonym i ośmiu kończynach. Później życie tracą (niektórzy) naoczni świadkowie narodzin, a na dodatek pojawia się mistyczka czy może bardziej błogosławiona, która lubuje się w noszeniu cierniowej korony i samobiczowaniu na przydomowej łące. Mieszkańcy miasta wielbią Różę, bo tak ma na imię ta niewiasta, Święta Inkwizycja widzi w niej heretyczkę, a nawet czarownicę.
Na wszystkie te dziwy (powiększone o korupcję, kumoterstwo, nepotyzm, złodziejstwo i szeroko rozumianą przestępczość) patrzy młody, niedoświadczony, skromny konstabl trybunału inkwizycyjnego, Alonso Morales, syn bławatnej handlarki. Swą prostodusznością i otwartością zyskuje przychylność magistra, swego przełożonego, który wśród knowań i fałszywych przyjaciół szukał niedoświadczonego i nieobarczonego doświadczeniami życiowymi współpracownika. Do tego momentu jest nieźle. Akcja płynie wartko, awanturniczo, na poły dziko i niespodziewanie - w końcu to nieokrzesane czasy, gdzie konkwistadorzy sieją zamęt i przerażenie. Nikomu nie można ufać, bardzo łatwo stracić popleczników, jeszcze łatwiej życie, a Święta Inkwizycja walczy o hegemonię z wicekrólem. Kto ważniejszy, kto znaczniejszy, kto ma rząd dusz?
A wszystko to skąpane w kłamstwie, podwójnych standardach czy morzu knowań. Alonso szybko uczy się życia, wielokrotnie przypłacające te nauki porażkami i to groźnymi dla życia. Nie raz przyjdzie mu salwować się ucieczką, nie raz zawiedzie się na ludziach, a wokół wielka historia i wielkie awantury.
Autor przeszarżował. Niektórych wątków nie skończył, inne wykończył (dosłownie i w przenośni), zbyt wiele się dzieje, czasem aż tak wiele, że to nużące. Naprawdę - nadmiar akcji wywołuje nudę. Paradne.
I, choć doceniam sam pomysł, a także wielostanowy portret społeczeństwa i wpływ jakie miała na nie ówczesna polityka (doprawiona kościelnym fanatyzmem i obłudą), to wstawki mistyczne, wątek rodzinny są nużące, a w przypadku mistycznym: niewiarygodny i czasem śmieszny, a w przypadku rodzinnym: konstrukcja tego odłamu intrygi jest nużąca i potraktowana powierzchownie. Takie moje zdanie.
Ciekawa jest także przemiana głównego bohatera, jednak wydaje mi się, że zabrakło zdolności literackich, by można było w nią uwierzyć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz