środa, 16 października 2024

Wit Szostak - Oberki do końca świata [recenzja]

 

Wydawnictwo Powergraph

Warszawa 2024

Zachwyt! Nieustający!

Ta powieść jest jak tytułowy oberek: ma rytm, metrum z mocno postawionym akcentem, a także tempo. Są powracające motywy, dla ułatwienia nazwę je refrenami, bo słowo to bardzo dobrze oddaje ich charakter.

Są momenty przyspieszenia i zwolnienia, są powracające motywy i cechy charakterystyczne: wirowanie, posuwanie się naprzód, często po kole. Bo, w tej historii wiele rzeczy nie dzieje się wprost i od razu, ale dopiero po czasie, w wydłużeniu, po kole właśnie.

Zmienia się też tonacja - z molowej na durową i odwrotnie.

Powieść jak muzyka. Historia pełna tradycji, szacunku do ludowości, prostoty, wiejskiego życia i jego cichych, zwykłych bohaterów. Wspaniała. A jednocześnie budząca tęsknotę za tym co odchodzi, mija, jest nieodwracalnie stracone dla świata i zmieniających się czasów. 

Jest tu opowieść o dawnych tradycjach, muzyce płynącej z duszy, obrzędach, wartościach, a także zmieniających się potrzebach społecznych, o tym jak historia ma wpływ na życie, obyczaje i trwanie/zmianę wsi. 

Rodzina Wichrów od pokoleń utrzymywała się z grania: na wiejskich uroczystościach. Każdy kolejny muzyk specjalizował się w innym instrumencie, grał w wyjątkowy, charakterystyczny tylko dla siebie sposób. Byli znani, poważani, rozpoznawalni, muzyka była ich żywiołem. Kolejne wydarzenia historyczne zmieniły nie tylko ich świat, ale przede wszystkich zracjonalizowały podejście do życia, nagle, to co ulotne, nietrwałe, kruche (jak ich oberki) stało się zbyteczne, mniej ważne od tzw. spraw życiowych. A przecież dla Wichrów to właśnie muzyka była życiem.

I, choć rola mężczyzn, zarówno w powieści, jak i w oberku - tańcu jest dominująca: mają  więcej kroków, przytupańców, hołubców, przyklękiwań, to i tak męski taniec nie ma większego sensu działań kobiety: spokojniejszych, bardziej wycofanych, ale damska wspierająca rola powoduje, że męska część tańca może być tak widowiskowa. Często też partnerki przyglądają się męskiej improwizacji, pełnej popisów. Nie tylko w tańcu.

Te taneczne analogie odnajdują się w każdym aspekcie fabularnym. 

Rodzą się trudności, momenty krytyczne: wojna, nowe czasy, ucieczki dzieci ze świata wiejskiego. Jak więc trwać w tym nowym, trudnym, obcym świecie? Jak znaleźć wspólny język z dziećmi, które nie chcą kontynuować ludowych, rodzinnych tradycji? Tyle pytań, tyle rozterek i wciąż powracające motywy muzyczne, ubrane w słowa.

Wspaniała w pisarstwie Szostaka jest ta przebogata różnorodność jego pisarstwa. W którą stronę nie pójdzie, czego nie wybierze, za każdym razem jest to wydarzenie i wielka czytelnicza uczta. "Cudze słowa" - zachwyt! "Rumowiska" - świetne! "Szczelinami" - zachwyt i oczarowanie! "Sto dni bez słońca" - nie sposób się oderwać! 

Ta ludowa, wiejska, chłopska opowieść wraz ze swoją oberkową linią melodyczną brzmi mocno i głośno, zarówno w słowach i wyobraźni czytelniczej. Książka do wielokrotnego powracania, do przeżywania, do przemyśleń.















































































































































































































































































































































































































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz