Wydawnictwo Literackie
Kraków 2022
Byłam bardzo ciekawa tej książki. Jeszcze przed lekturą wracałam pamięcią do historii przesiedleńczych opowiedzianych przez inne Autorki: Grzebałkowskiej, Szatrawski czy Kuszyk.
Sam temat jest tak nośny, tak mocny i wciąż ważny w kategorii uświadamiania i przybliżania ludziom historii Ziem Odzyskanych i ich mieszkańców. Mimo wszystkich słów, które padną za chwil kilka i tak dobrze, że ta książka powstała.
Ale do rzeczy. Autorka przedstawia historię małżeństwa, które chwilę po zakończeniu II wojny światowej postanawia przenieść się z Podhala na południowy zachód - w okolice Kłodzka. Obarczeni wojenny bagażem doświadczeń upatrują w przeprowadzce szans na zbudowanie życia od nowa. Dorka i Stach, bo o nich mowa są (przynajmniej tak się zdaje, bo warstwa dialogowa tej książki jest skromna) niedopasowanym, dziwnym małżeństwem - on przebojowy, przystojny, dusza towarzystwa, ona cicha, milcząca, ot, szara mysz.
Dom, który otrzymują należy do Evy i Petera, małżeństwa z małymi dziećmi, ludzi, którzy nie mają zamiaru opuścić swojej wsi, gdzie rodzili się i umierali przez pokolenia ich bliscy. Tu mają groby, tu zbudowali dom, tu chcą pozostać. Nagle, postawieni w sytuacji dzielenia własnego dobytku z obcymi, do niedawna jeszcze podludźmi, muszą mierzyć się ze wspólną codziennością.
Wraz z lekturą poznajemy zwyczaje, historię i tajemnice kolejnych bohaterów. Niestety, ze względu na braki kompetencyjne, a może przez lukę w koncepcie, albo jeszcze co innego, wszystkie postaci powieści są takie same: identycznie milczą (jakby był to jedyny literacko wartościowy sposób na przeżywanie traum), nic nie mówią, obserwują, z rzadka rzucając słowo. Opowieść utkana z wielości wątków osobowych zatopiła potencjał tej książki. Dlaczego? Bo postaci są z metra cięte: choć mają autonomiczne, dość tendencyjne atrybuty (Stach - wygląd, Dorka - smutek, Eva -posągowość ubraną w gruby blond warkocz) to jednak nie ma nic więcej, nie ma w nich wyodrębnionych i wiarygodnych charakterów. Są jak papierowe postaci ubrane w cechy, które przyszły na myśl Autorce i które pewnie dobrze miały tu wyglądać. Nie ma pogłębienia charakterologicznego, nie ma pomysłu na pokazanie interakcji, intencji. Nie.
Warstwa psychologiczna tej powieści nie istnieje. Obyczajowa też nie - chwilami zarysowywana przez 3-osobowego narratora, który czasem zakrada się do myśli kolejnych bohaterów, by wykładać je w niby zabawny sposób odniesieniami do literatury (choćby nieznośne nawiązania do tuwimowej "Lokomotywy", to miało być zabawne?).
Zabrakło talentu i umiejętności. Opowieść wojenna bez pogłębienia postaci jest tylko kolażem wspomnień. Wydumanych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz