Przekład: Krzysztof Cieślik
Wydawnictwo Poznańskie
Poznań 2021
Na początku mego listu chcę skierować wielkie wyrazy uznania dla tłumacza, który podołał trudnej translatorskiej robocie. Mając na uwadze kolokwializmy, język potoczny, liczne pułapki zogniskowane wokół szkockich wybryków słownych, oddał lirykę nieliterackiego, niewykształconego biednego środowiska slumsów z okolic Glasgow. Ukłony dla Pana.
Tradycyjnie nie mogę też oprzeć się pokusie i znów zachwycę się Wydawnictwem Poznańskim - świetny dobór autorów. Aż zaraz sprawdzę kto jest redaktorem prowadzącym.
Przechodząc do meritum. Ta powieść szarpie duszę, wyciska łzy, naprzykrza się ciężarem gatunkowym, nie daje spokoju w trakcie lektury i po niej też, ale przyciaga, zniewala i trudno się od niej oderwać. Czytam, cierpię męki, ale nie ronię ni kropki, czule śledząc kolejną stronę. Jakby ta troskliwość o litery mogła w czymś ulżyć bohaterom, nieznośnie doświadczanym przez los.
Tytułowy bohater, Shuggie najmłodsze dziecko Agnes Bain to wrażliwy, niezwykle empatyczny chłopiec, który całe swoje dziecięce życie walczy o matkę, jej uwagę i jej życie. Agnes ma bowiem silną skłonność do nadużywania alkoholu, który skutecznie i zuchwale zajmuje każdą cząstkę jej codzienności. Początkowo próbuje ona ukrywać problemy, chować je za zasłoną dziennego pokoju, w skrytce za zlewem, gdzie trzyma najtańsze puszki piwa, z czasem ta pozorna nieśmiałość ulatuje, pogrążona przez głód alkoholowy i siłę uzależnienia. Najstarsza córka szybko odcina się od matki i młodszych braci, z nienawiścią i zapomnieniem wyprowadza się ze Szkocji, średni syn długo próbuje być częścią rodziny, przegrywa jednak ze słabościami i atakami matki, która w sytuacjach granicznych nie panuje kompletnie nad słowami i czynami.
Jedynym dzieckiem bezkrytycznie oddanym matce, kochającym ją całym jestestwem jest Shuggie. Grzeczny, ułożony, mówiący literackim językiem, ubrany w szkolny mundurek (ale kiedy ma chodzić do szkoły, skoro wciąż pilnuje, by matka nie zapiła się na śmierć?). Współczujemy mu od pierwszej chwili. Patrzy na upadek rodziny, staczającą się, pozbawioną hamulców matkę, odcięte, pokiereszowane rodzeństwo. Sam dla siebie również nie widzi ratunku, zwyczajnie, nie ma nań czasu, skupiony całą mocą na utrzymaniu domu i rodziny.
Poza tą tragiczną stroną uwikłania w alkoholizm matki, pojawiają się sygnały świadczące o braku akceptacji, nienawiści równieśniczej, braku zgody na inność, a także pedofilia, wykorzystywanie seksualne, korzyści za seksualne usługi różnych wymiarów. Dodatkowo wszystko to spowite jest w kostium historyczny trudnego dla Szkocji czasu transformacji, zamykania kopalń, realizacji planów żelanzney Margaret Thacher.
Tak bardzo współczuję chłopcu, tak bardzo nie wierzę, że historia skończy się dobrze, wiem do czego doprawdzi nałóg matki, ale mam obawy o jego życie i zdrowie. Zaniedbany edukacyjnie, wychowawczo, emocjonalnie jest narażony na wszelkie zło po stokroć silniej niż jednostki wyposażone w podstawowe zapasy związane z rodzinnym ciepłem i poczuciem bezpieczeństwa.
Autor z mocą i talentem wprowadził czytelnika do samego środka piekła dysfunkcyjnej rodziny. Jest miejsce na współczucie dla matki, tak fatalnie ugodzonej nałogiem. Widzimy jej walkę, jej upadki, jej miłość do dzieci, a chwilę później jej niechęć i odrzucenie, będące przykładem samoudręczania się, emocjonalnego okaleczania. Bardzo trudne emocje, pokazujące jak trudne jest życie z nałogowcem. Czasami wręcz niemożliwe.
Ta powieść cenna jest z wielu powodów: od ukazania codzienności lat 80. w zubożałych osiedlach na przedmieściach Glasgow, po tragiczną walkę z nałogiem, gorączkowe poszukiwanie uczucia i całkowicie obezwładniającą walkę dziecka o życie matki.
Nie mówię nie.
OdpowiedzUsuń