czwartek, 14 listopada 2019

Édouard Louis - Koniec z Eddym [recenzja]

Przekład: Joanna Polachowska
Wydawnictwo Pauza
Warszawa 2019

Bez wątpienia tę książkę powinien przeczytać każdy homofob. Widziałabym ją w spisie lektur obowiązkowych w klasach licealnych, jednak nie na języku polskim, a na etyce/godzinie wychowawczej czy innym tworze uspołeczniającym uczniów, jaki teraz w szkołach obowiązuje (póki jeszcze obowiązuje).
Językowo i stylistycznie Louis nie wyszedł (trudno mu się dziwić) poza "Historię przemocy" (do przeczytania tutaj). Pod tym względem jest bardzo średnio.
Opowieść o Eddym traktuję trochę jak prequel wcześniejszej powieści, tutaj pokazujący dzieciństwo i wczesną młodość homoseksualnego bohatera.
Jego problemem jest nie tylko wrogo nastawiona rodzina, mieszkanie w małej, hermetycznej miejscowości, gdzie każdy wie niemal wszystko o sąsiedzie, a wyróżniające się zachowanie czy wygląd, stają się pożywką dla plotek na długi czas.
Północna Francja, biedne, robotnicze miasteczko, gdzie większość mężczyzn pracuje w jednej fabryce (póki ona istnieje), później zaś spędzają czas na piciu, czasem biciu (siebie nawzajem, nierzadko też rodzin), kobiety zaś zajmują się domem, plotkują i marzą skrycie o lepszym życiu dla własnych pociech.
Eddy od początku czuje, że jest inny, inadekwatny, niedobrany do szablonu obowiązującego w tamtej właśnie społeczności. Wyróżnia go wysoki głos, pociąg do kosmetyków i damskich fatałaszków, a przede wszystkim do własne płci, co przez długi czas starał się gorączkowo zwalczać.
Tutaj, jak i w "Historii przemocy" kopiuje się ciągłe poczucie samotności, brak akceptacji ze strony rodziny, kompleksy wynikające z pochodzenia, miejsca urodzenia, a przede wszystkim brak samoakceptacji.
Trawiące bohatera poczucie porażki, wyobcowania są jego siłą napędową i lekarstwem na troski dnia codziennego, silnie związane z przemocą, jakiej doświadczał on choćby od rówieśników w szkole.
Dosadność autora, oddawanie sytuacji i przemyśleń jeden do jednego szarpią duszą czytelnika aż do umęczenia.
Jednak opowieść o prymitywnej homofobii musi boleć, musi być mocna, krzycząca do odbiorcy.
Młodość autora, jego doświadczenia życiowe, dają mu przyzwolenie i tłumaczą krzyk jakim jest ta opowieść.
Zmagając się z odrzuceniem, poczuciem inności, odosobnienia, podaje naturalistyczny, często będący na granicy turpizmu, daje nam opis swego życia domowego, rodzinnego, czego skutkiem jest zrozumienie i rosnące współczucie, współodczuwanie przez czytelnika.
Trudna, mocna historia, która jest świadectwem cierpienia, braku szacunku, braku perspektyw i nadziei, zamykająca się w tragicznym wyznaniu bohatera: "nie mam żadnych szczęśliwych wspomnień z dzieciństwa"...
Zatem do lektury. Do uwrażliwienia. Do zrozumienia. 

1 komentarz: