środa, 4 kwietnia 2018

Karl Ove Kanusgård - Moja walka. Powieść 6 [recenzja]

Przekład: Iwona Zimnicka
Wydawnictwo Literackie
Kraków 2018

Finał. Koniec. Kres. Epilog. 
Wielka szkoda. 
Przywiązałam się do Knausgarowego rozmachu i słownej ekspansywności (nie wspominając o ciągłej emocjonalnej wiwisekcji).
Jakim cudem wyprodukował on tego gargantuicznego literackiego stwora? Wciąż nie wiem. Pisząc w zasadzie o niczym, potrafi mówić o wszystkim.
Szósty tom jest wyjątkowy. Nie chodzi o rozmiar, który zdaje się być przodującym w tej kategorii, ale zbiór prawd, które zabiera.
Myślę sobie, że autor najlepiej realizuje się poprzez pisanie o własnym życiu, młodości, rodzinie, historii własnego rodu. Ten temat jest mu bliski, powoduje, że pisarstwo jawi się jako ukonstytuowane, pewne, mocne, prawdziwe.
Gdy jednak zaczyna on teoretyzować na temat literatury, kultury, historii, dogmatów tracę doń cierpliwość i sympatię.
Szósty tom obfituje w spekulacje, gdybania i rozważania dotyczące literaturoznawstwa czy historii powszechnej. Jest to nieznośne i zupełnie zbędne. Mędrkowanie na tematy, które zajmuję tęgie profesorskie głowy jest, hm, spłycające temat.
Zresztą, pośród wielu esejów, które wypełniają szósty tom Mojej walki jest w czym wybierać. Jest traktat o nazwisku, imieniu w literaturze, znaczeniu słów, mistyce (także wg G. Scholema), cały potężny elaborat o Shaoah i Zagładzie, a przede wszystkim kolosalny esej o Mein Kampf Hitlera. Knausgard pisze o społecznym i literackim tabu jakie osłania i zagarnia Moją Walkę Führera. Jest też społeczna perspektywa i wiele innych składowych, które odnoszą się do opus magnum Hitlera.
Jedyna ciekawa (poznawczo) jest część o tragedii na wyspie Utoya, co również znalazło odzwierciedlenie w przemyśleniach autora.
Armia esejów jest najsłabszym ogniwem powieści. Nie widzę dla niego uzasadnienia. Próbowałam przebrnąć przez Kanusgardowe pory roku, ale utknęłam na Jesieni. Rozczarowanie było zbyt duże. Czułam się jakbym czytała Paulo Coelho czy innego E.E. Schmitta. Koszmar.
A Moja walka to przecież zapis życia wielu osób, tak mocno nacechowany przejęciem i zaangażowaniem, że nie trzeba dodatkowo pseudo filozoficznych wypocin.
W szóstym tomie urzeka autotematyzm. 
Autor jest w przededniu premiery pierwszej części, co nakłada się na rodzinne perturbacje. Pojawiają się oskarżenia, groźby procesu oraz żale od niektórych członków familii.
Autor próbuje przebrnąć przez najgorszy czas, usprawiedliwiając się, walcząc z niepewnością i strachem. Traci przekonanie, że Moja walka jest potrzebna, obawia się, że zbyt wiele zniszczy.
Gdy czytamy o kolejnych trudnościach i niespodziankach trawiących rodzinne życie autora, zaczynam czuć dyskomfort.
Zresztą, ostatnia część (dostępna dla tych szczęśliwców którzy przebrną przez las esejów, bądź rozważnie je pominą) jest zdecydowanie najmocniejsza i najbardziej poruszająca, wręcz obezwładniająca.
Zostawia czytelnika wzruszonym, osamotnionym, zmęczonym, onieśmielonym. Niezwykłe.


Nie wyobrażam sobie dalszego pisarstwa Knausgarda po Mojej walce
On jest Moją walką. Prócz niej nie ma innego Knausgarda. Wszelkie pozostałe próby są miałkim bytowaniem kolejnego upajającego się własnymi słowami literata, by nie powiedzieć literacika. Pisarzem Knausgard jest w Mojej walce
Prócz niej, nic.

1 komentarz:

  1. O właśnie. Przeczytałam tylko pierwszą część, ale już po niej widzę, że 'Moja walka' to zjawisko jednorazowe.

    OdpowiedzUsuń