czwartek, 14 kwietnia 2016

Levi Henriksen - Pieśń harfy [recenzja]

Przekład: Milena Skoczko
Wydawnictwo Smak Słowa
Sopot 2016

Glątwa to przekleństwo dnia następnego. Niby wiadomo czym grozi całonocne pijaństwo, ale mało kogo przekonuje argument bolącej głowy i suchości w ustach. Bohater Pieśni harfy również nie przejął się skutkami kilku głębszych. Co gorsza, niedziela, czyli czas po wesołej sobocie, była dniem chrztu syna przyjaciela, on zaś wybrany został ojcem chrzestnym. Przed kompletną utratą świadomości ratuje naszego bohatera anielski śpiew, który podczas mszy słyszy za swoimi plecami. Omamy słuchowe trzeźwiejącego beztroskiego ojca chrzestnego?
Nie. Jim Gystad, główny bohater książki wcale nie doznaje pijackiego objawienia, po prostu styka się on z legendarnym (i dość wiekowym, bo dobiegającym osiemdziesiątki) rodzeństwem Thorsen. Przed laty trójka utalentowanych muzyków: Maria, Tamara i Timoteus święcili ogromne triumfy, jako wykonawcy muzyki religijnej, dziś żyją na uboczu, stroniąc od ludzi.
Gystad, który jest producentem muzycznym postanawia namówić rodzeństwo na porzucenie emeryckiego życia, na rzecz powrotu do muzycznego biznesu. Pewny siebie Jim nie przeczuwa nawet jak wielką szkołę życia da mu Timoteus, lider rodzinnego trio. Zniewagi, uniki, złość, ale też dopuszczenie do rodzinnych tajemnic, poznanie historii brata i sióstr, a także przemiany, które dokonają się w Jimie, poprzez obcowanie z niezwykłym rodzeństwem są treścią tej książki.
Początkowo Jim ma zamiar wykorzystać rodzeństwo, by odbudować swoja karierę, zdobyć świeży materiał, który przyniesie mu pieniądze i prestiż. Z czasem, poprzez zbliżanie się do tajemnic, poznawanie codzienności Thorsenów, zaczyna on zmieniać zdanie, ale też zmieniać siebie i swoje spojrzenie na świat. Największy kontrast między życiem sprzed chrztu, a tym po wysłuchaniu śpiewu rodzeństwa, widać podczas wizyty w wytwórni płytowej, gdzie stonowane rodzeństwo trafia prosto w zachłanne łapy manipulatorów i dorobkiewiczów. 
Dużo miejsca zajmuje w książce muzyka, nie tylko liczne nawiązania do jej twórców, historycznych momentów w dziejach fonografii, ale też takie zwykłe, proste odczuwanie jej przez zmysły. Muzyka tworzy relacje, wzmacnia więzi, jest wręcz niezbędna do życia. 
Czy muzyka zwycięży, czy okaże się być największą wygraną spośród wszystkich bohaterów?
Levi Henriksen w pogodny, łagodny sposób podaje przepis na szczęśliwe, proste życie. Zwraca uwagę na niepotrzebny pośpiech, brak rozmów, które nie dość, że komplikują życie, to wręcz niemal bezpowrotnie je zmieniają. 
Henriksen serwuje czytelnikom parę życiowych prawd, które podane są w bardzo lekki i urokliwy sposób. 



Za egzemplarz książki dziękuję wydawnictwu:





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz