czwartek, 4 lipca 2013

Stephen King - Pod kopułą [recenzja]

Wcale nie sięgnęłabym po książkę, gdyby nie serial pod tym samym tytułem. Z dużą ciekawością obejrzałam pierwszy odcinek  "Pod kopułą", niecierpliwie czekam na ciąg dalszy. Z braku wspomnianej  cierpliwości i równie szybko przyrastającej ciekawości, wzięłam do ręki książkę. Bardzo chętnie dałam się porwać wydarzeniom, trwałam w tym przyjemnym czytelniczym stanie gdzieś tak do osiemsetnej strony, z każdą następną było mi coraz trudniej. Pomysły fabularne, jakie na finał obmyślił sobie King przestały mi się zwyczajnie podobać, końcówka wyraźnie kuleje. Cała ta historia skórzanogłowych mnie zawiodła. Wiadomo, że alegorie (bo tak odbieram ten wątek), metafory, parabole i inne przypowieści czule łechtają inteligencję czytelnika, dla mnie były jednak nietrafione. Odniosłam wrażenie, że w końcówce powieści z autora zeszło powietrze, że moc wydarzeń, postaci i sytuacji tworzących powieść, wyssała inwencję na zakończenie. Jednak warstwa fabularna jest znakomita. Doskonały obraz małego miasteczka, jego mieszkańców oraz przypadających im ról społecznych, wzajemnych zależności. Dobrze skonstruowane postaci, bogata panorama politycznych i obyczajowych figur, które szeregują wyraźnie bohaterów powieści. Zatrważający portret faktycznego zarządcy miasta, Rennie'go, który pałając szaleńczą wręcz żądzą władzy, zrobi wszystko by ją utrzymać, a nade wszystko powiększyć. Przeraża także ogłupiały tłum, mieszkańcy miasteczka, którzy niczym bezwolne manekiny słuchają tego, kto ma więcej do zaoferowania, nie zaś tego kto ma rację. Prawdziwy to horror, najlepiej uwypuklony w scenie najazdu mieszkańców na Food City. Skóra cierpnie, bo pokazuje czarną, ale jakże prawdopodobną naturę człowieka.
Fabuła opiera się na wydarzeniach w miasteczku Chester's Mill, na które pewnego październikowego popołudnia spada niewiadomej konstrukcji i pochodzenia kopuła, która izoluje mieszkańców od świata i za nic nie daje się przekroczyć, ni zniszczyć. Jak działa na ludzi świadomość zagrożenia, uwięzienia i brak jasnych perspektyw? Wyzwala w nich demony, na szczęście jednak nie u każdego. W tej dusznej, klaustrofobicznej atmosferze, która dopada i czytelnika, dobro musi zmierzyć się ze złem w najczystszej postaci. Naprzeciw siebie staje więc przyjezdny były wojskowy Dale Barbara, który okazuje się być uosobieniem ładu i porządku oraz reprezentant czarnej strony mocy, wiceprzewodniczący Rady Miasta, Big Jim Rennie, wspierany przez swego szalenie agresywnego syna, Juniora. Big Jim traktując miasto jako prywatny folwark, systematycznie i skutecznie poszerza zakres swojej władzy, wprowadza zamęt, strach i trwogę.
Z rosnącym napięciem czyta się kolejne strony powieści, patrząc na rosnącą w siłę dyktaturę, która nie cofnie się przed niczym. Brrrrr. Jak potoczy się historia? Czytelniku, uzbrój się w cierpliwość i dotrwaj do końca dusznej, gorzkiej opowieści o małym amerykańskim miasteczku, pełnym demonów, które mieszkają w głowach i sercach mieszkańców. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz