Kraków 2018
Uczta dla duszy. Klasa tej korespondencji, jej subtelność, dowcip, polor powinny być drogowskazem dla dzisiejszych artystów słowa. Choć, nie brakuje tu też dosadnego dowcipu. Pisze kiedyś Szymborska do Herberta, namawiając go do dosłania kolejnego wiersza do Życia literackiego: "(...) niech Pan dośle ten wiersz o cenzorach. Spróbować zawsze warto, a nóż się nie połapią. Trzeba zawsze mieć zaufanie do głupoty ludzkiej". Kurtyna.
Początek korespondencji pokazuje początek znajomości poetów.
W listopadzie 1955 roku Wisława Szymborska była redaktorką działu poezji z krakowskim "Życiu literackim" i właśnie w liście próbuje go namówić na publikację utworów w rozkładówce poświęconej debiutantom.
Kilka stron później poeci są już zaprzyjaźnieni, posługują się wspólnym językiem, prześcigając się w komplementach na temat drugiego.
Podziw, sympatia, uznanie talentu drugiego, a także potrzeba utrzymywania kontaktu, wymiany myśli, są charakterystyczne dla relacji między Szymborską a Herbertem.
Nie mogło się obyć bez stałego humorystycznego motywu korespondencji noblistki - wespół z Herbertem powołała ona do życia fikcyjną postać bydgoskiego grafomana i amatora sonetów, Apolla Frąckowiaka, który przewijając się przez kolejne listy między artystami pokazuje swoje dysortograficzne problemy.
Same listy, za każdym razem króciusieńkie, nie dotykają wcale ważkich problemów, nie traktują o codzienności, szarzyźnie dnia, nie opisują relacji z innymi. Są one po prostu (a zarazem aż!) lekką, wspierającą, podnoszącą na duchu korespondencją zafascynowanych sobą ludzi, obdarzonych rześkim i bogatym poczuciem humoru, gdzie dowcip się skrzy, a wzajemne przywiązanie rośnie.
Collage, zabawne widokówki, humorystyczne rysunki dodają barw całości.
I tylko raz pojawiła się wątpliwość, czy ten żart nie skrywa jakiegoś drugiego dna, gdy Herbert pisze: "Tak się głupio chowamy za ironią/ ale dla Ciebie mam ciepłe i bezradne/ uczucie".
Urocza, pełna ciepła, inteligencji i szacunku do drugiego człowieka książka o tym, że czasem lepiej przemilczeć niż powiedzieć za dużo. Nawet w przypadku uznanych mistrzów słowa.
Początek korespondencji pokazuje początek znajomości poetów.
W listopadzie 1955 roku Wisława Szymborska była redaktorką działu poezji z krakowskim "Życiu literackim" i właśnie w liście próbuje go namówić na publikację utworów w rozkładówce poświęconej debiutantom.
Kilka stron później poeci są już zaprzyjaźnieni, posługują się wspólnym językiem, prześcigając się w komplementach na temat drugiego.
Podziw, sympatia, uznanie talentu drugiego, a także potrzeba utrzymywania kontaktu, wymiany myśli, są charakterystyczne dla relacji między Szymborską a Herbertem.
Nie mogło się obyć bez stałego humorystycznego motywu korespondencji noblistki - wespół z Herbertem powołała ona do życia fikcyjną postać bydgoskiego grafomana i amatora sonetów, Apolla Frąckowiaka, który przewijając się przez kolejne listy między artystami pokazuje swoje dysortograficzne problemy.
Same listy, za każdym razem króciusieńkie, nie dotykają wcale ważkich problemów, nie traktują o codzienności, szarzyźnie dnia, nie opisują relacji z innymi. Są one po prostu (a zarazem aż!) lekką, wspierającą, podnoszącą na duchu korespondencją zafascynowanych sobą ludzi, obdarzonych rześkim i bogatym poczuciem humoru, gdzie dowcip się skrzy, a wzajemne przywiązanie rośnie.
Collage, zabawne widokówki, humorystyczne rysunki dodają barw całości.
I tylko raz pojawiła się wątpliwość, czy ten żart nie skrywa jakiegoś drugiego dna, gdy Herbert pisze: "Tak się głupio chowamy za ironią/ ale dla Ciebie mam ciepłe i bezradne/ uczucie".
Urocza, pełna ciepła, inteligencji i szacunku do drugiego człowieka książka o tym, że czasem lepiej przemilczeć niż powiedzieć za dużo. Nawet w przypadku uznanych mistrzów słowa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz