Wołowiec 2017
Przyszła kryska na matyska. Nagroda Kapuścińskiego spowodowała, że Sendlerowa. W ukryciu, która leżała na stosie książek do pilnego przeczytania, nagle znalazła się na stosie: przeczytaj na wczoraj.
Anna Bikont ma łatwość pisania i delikatność, która pozwala wejść w historię z całą dostępną uwagą i zaangażowaniem.
Ostatnio usłyszałam, że z książki bije niechęć do bohaterki, że autorka jest na Sendlerową zła, niechętna jej.
Nie zgadzam się z tą opinią.
Myślę, że chodzi tu o odbrązowienie postaci, pokazanie, że te grube warstwy bohaterstwa, zasług, peanów są przesadzone, że ratowanie gettowych dzieci nie było zasługą samej Sendlerowej. Pokazuje ona proces powstawania legendy, wspierany przez państwo, część środowiska związanego z bohaterką.
Zresztą, ona sama przekłamuje, ubarwia własną biografię. Anna Bikont zastanawia się nad przyczynami tego stanu rzeczy...
Czytelnik wykarmiony mitem o Sendlerowej przeżyje kilka rozczarowań, innym razem zaskoczeń. Bikont stara się być jak najbardziej rzetelna, szuka, czyta, spotyka się z ludźmi, docieka prawdy.
Odbrązowienie, odmitologizowanie jest tu konsekwentne i uporządkowane. Bardziej badawcze niż kąśliwe.
Zresztą, Sendlerowa jest tylko pewną częścią książki. Dla mnie bardziej rozdzierające są opowieści zawarte w poszczególnych rozdziałach. Każdy z nich to osobna historia (choć czasem nazwiska i postaci przenoszą się do kolejnych części) walki o przeżycie, o godność, o ratunek. To opowieść o szaleństwie wojny, odwadze i odczłowieczeniu, ale też nieludzkim heroizmie.
Głos mają ocaleni, współpracownicy, komentatorzy, historycy. Wielowątkowość, mnogość głosów rzuca szeroki strumień światła na postać głównej bohaterki.
Exegi monumentum aere perennius - powtórzę za Horacym. I, choć biografia Bikont atakuje spiżowy pomnik wystawiony Sendlerowej jeszcze za życia, to nie wydaje mi się, że go obaliła.
Ludzie potrzebują bohaterów, jeśli zaś okażą się oni słabi, ludzcy, niepozbawieni problemów, tym chętniej będą wspominani i pielęgnowani na ozdobnym cokole.
Dobrze, że ta książka powstała. W naszej teraźniejszości przypominanie do czego zdolni są ludzie jest pewnym znakiem ostrzegawczym. W powtarzającej się mowie nienawiści, która znów zaczyna skupiać się wokół starych stereotypów, szukanie wrogów wśród swoich jest najprostszym wyjściem.
Nie zgadzam się z tą opinią.
Myślę, że chodzi tu o odbrązowienie postaci, pokazanie, że te grube warstwy bohaterstwa, zasług, peanów są przesadzone, że ratowanie gettowych dzieci nie było zasługą samej Sendlerowej. Pokazuje ona proces powstawania legendy, wspierany przez państwo, część środowiska związanego z bohaterką.
Zresztą, ona sama przekłamuje, ubarwia własną biografię. Anna Bikont zastanawia się nad przyczynami tego stanu rzeczy...
Czytelnik wykarmiony mitem o Sendlerowej przeżyje kilka rozczarowań, innym razem zaskoczeń. Bikont stara się być jak najbardziej rzetelna, szuka, czyta, spotyka się z ludźmi, docieka prawdy.
Odbrązowienie, odmitologizowanie jest tu konsekwentne i uporządkowane. Bardziej badawcze niż kąśliwe.
Zresztą, Sendlerowa jest tylko pewną częścią książki. Dla mnie bardziej rozdzierające są opowieści zawarte w poszczególnych rozdziałach. Każdy z nich to osobna historia (choć czasem nazwiska i postaci przenoszą się do kolejnych części) walki o przeżycie, o godność, o ratunek. To opowieść o szaleństwie wojny, odwadze i odczłowieczeniu, ale też nieludzkim heroizmie.
Głos mają ocaleni, współpracownicy, komentatorzy, historycy. Wielowątkowość, mnogość głosów rzuca szeroki strumień światła na postać głównej bohaterki.
Exegi monumentum aere perennius - powtórzę za Horacym. I, choć biografia Bikont atakuje spiżowy pomnik wystawiony Sendlerowej jeszcze za życia, to nie wydaje mi się, że go obaliła.
Ludzie potrzebują bohaterów, jeśli zaś okażą się oni słabi, ludzcy, niepozbawieni problemów, tym chętniej będą wspominani i pielęgnowani na ozdobnym cokole.
Dobrze, że ta książka powstała. W naszej teraźniejszości przypominanie do czego zdolni są ludzie jest pewnym znakiem ostrzegawczym. W powtarzającej się mowie nienawiści, która znów zaczyna skupiać się wokół starych stereotypów, szukanie wrogów wśród swoich jest najprostszym wyjściem.
Koniecznie chcę przeczytać!
OdpowiedzUsuńSłusznie! To lektura konieczna!
UsuńBohater samotny w tłumnie może chwycić dziecko tuż przed nadjeżdżającym samochodem. Uratować dziesiątki dzieci może jedynie przy pomocy i zaangażowaniu innych ludzi dobrej woli i wielkich serc. Bardzo chętnie przeczytam tę opowieść choćby dlatego, że nie wszyscy odwracają wzrok, bo tak jest bezpieczniej. Dziękuję bardzo za świetna recenzję i interesującą propozycję. Pozdrawiam, Zdzisław
OdpowiedzUsuń