Przekład: Kazimierz Jurczak
Wydawnictwo: Noir Sur Blanc, Książkowe Klimaty
Wrocław 2023
Gdy po raz pierwszy spotkałam się z twórczością Autorki ("Lato, gdy mama miała zielone oczy") byłam i zachwycona i urzeczona, zarówno językiem, emocjami i sugestywnością poruszanych zagadnień. Tamta książka nie dawała o sobie zapomnieć, długo jeszcze pozostawiała w pamięci powidok normandzkich plaż latem. Bardzo jestem wdzięczna za tamte chwile. Niezwykłe.
Stąd też brak wątpliwości w sięgnięciu po kolejną przetłumaczoną na polski książkę Tatiany Tibuleac. Mając w pamięci poprzednie doświadczenie czytelnicze obiecywałam sobie dużo. Oczekiwania to chyba najgorsze co może się przydarzyć w czytelniczej przygodzie - lokują nastrój i chęć do powtórzenia doznań. A figę! Nie tym razem.
Choć przyciężkawy, dojmujący styl Autorki rozgaszcza się na kartach powieści i tym razem, nie ma jednak oczekiwanej ulotności, tajemnicy, niedopowiedzeń, które nadawały smak tamtej książce. A to odbiera smak opowieści.
Nie, nie twierdzę, że ta powieść jest zła. Nie jest. Nie ma w sobie jednak tych przelotności i półsłówek, które dawały czytelnikom poczucie i wzniosłości i wrażenie brania udziału w intymnej, niezwykłej opowieści.
Tutaj ciężar historii jako takiej (republiki radzieckie, schyłek ZSRR, pieriestrojka), niesie ze sobą ciężar ludzkich losów, pełnych znoju i braku możliwości. Bo bohaterek jest tu wiele: od wspomnianej historii radzieckiej, po najnowsze dzieje Rumunii, aż po opowieść Łastoczki, dziewczynki, która zostaje wykupiona z małego domu sierot. Trafia do Tamary Pawłownej, która daleka jest od altruistycznych kroków. Potrzebowała ona po prostu pomocy w ciężkiej fizycznej harówce, a cierpliwa i pracowita dziewczynka, polecana przez opiekunki miała być rozwiązaniem problemów.
Kobieta utrzymuje się ze zbierania i sprzedawania butelek. Jest surowa, zimna i nieprzyjemna. Dziewczynę traktuje przedmiotowo i zadaniowo. Z czasem Łastoczka zaczyna rozumieć swoją pozycję i rolę. Musi jednak nauczyć się walczyć i zaznaczać swoją obecność, myśleć o tożsamości i potrzebach. Czy jest jeszcze dzieckiem rumuńskim wykupionym z sierocińca, czy może już radziecką, posługującą się językiem rosyjskim kiszyniowianką? Jak przekonać opiekunkę do zezwolenia na naukę rodzimego języka? Jak poradzić sobie na podwórku pośród innych dzieci?
Dylematy związane z tożsamością, obserwacjami życia, relacją z adopcyjną matką, jej znajomymi, a także troska o przyszłość widziana zarówno z perspektywy dziecka, jak i z przyszłości - gdyż czasem głos zabiera także dorosła Łastoczka są solą tej historii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz