czwartek, 5 stycznia 2023

Szczepan Twardoch - Chołod [recenzja]

 

Wydawnictwo Literackie

Kraków 2022


Twardoch pogrywa z czytelnikiem od samego początku "Chołodu". Irytujący wstęp, w tonie nużąco-drażniącym przedstawia postać bohatera-pisarza Szczepana, który ucieka (za przeproszeniem) od prozy życia na Spitsbergen. Autobiograficzne zagrywki, mające być przyczynkiem do opowiedzenia właściwej historii są tak lansiarskie i chełpliwe, że chwilami miałam wrażenie, że to zabiegi kompensacyjne niepewnego swych mocy debiutanta, nie zaś uznanego twórcy. Bez wątpienia początek jest prowokacją przez którą trzeba po prostu przebrnąć, mimo przechwałek dotyczących zarówno ekskluzywności hobby pisarza, jak i elitarności związanej z możliwościami pozyskiwania czasu wolnego. 

Ale co z powieścią? Jest warta uwagi.

Konrad Widuch to niepokorna dusza, jako 14-letni chłopak w silnym wzburzeniu porzucił rodzinne Pilchowitz, szybko stał się czynnym wyznawcą radzieckiej partii komunistycznej, która pod koniec lat 30. przedsięwzięła środki mające na celu neutralizację starej armii. Widuch trafił do łagru, przeżył piekło. Wspominając ówczesnych towarzyszy niedoli opisuje bestialstwo zwyrodnialców, jakich nie brakowało wśród współwięźniów. Walka o przetrwanie, walka z głodem, zimnem, potencjonalnymi mordercami i samą instytucją łagru to tylko część gehenny. Zima polarna, brak perspektyw, możliwości ucieczki to kolejne komplikacje zwiastujące szybki kres życia. Nie dla Widucha jednak.

Spotykamy go znów gdy wędruje po Arktyce z dwójką byłych więźniów: Ljubow, uparcie trzymającą się życia Rosjanką oraz okaleczonym Łotyszem. Trafiają w swej odysei do tajemniczego Chołodu, zamieszkiwanego przez lud obwarowany własnym kodeksem, starszyzną i zasadami. Widuch przyjmuje wszystko naturalnie, próbując odnaleźć się pośród tych właśnie ludzi. Wyleczony z ideologii, nie mający złudzeń co do ludzi i ich pobudek, opisuje przykłady kanibalizmu oraz okrucieństwa, które zadawane jest dla własnej, prostej przyjemności.

Jest tęsknota za małą ojczyzną, za kobietą, dziećmi, jest nadzieja, że bliskich spotkał lepszy los. Bo nawet szybka śmierć w odmętach morskiej wody lepsza jest niż ścieżka, którą przebył Widuch - od sadystycznych przesłuchań, przez łagier, po ucieczkę i Chołod. 

Historia jednostki to jedno - ledwo pyłek na wietrze. Inna sprawa to pejzaż totalitaryzmu, który nie zapomina, nie odpuszcza, niszczy i ewoluuje do coraz to paskudniejszych rozmiarów i pomysłów na starcie jednostki. Na wzmiankowany wyżej pył. Odniesienie do współczesnej Rosji jest aż nazbyt oczywiste. Analogie niestety także. 

O granicach człowieczeństwa, o możliwościach przetrwalnych człowieka, o związkach z małą ojczyzną i krajem pochodzenia. O tym jak historia nasyca się ludzkim mięsem armatnim, tylko po to, by znów nabrać apetytu. 

"Chołod" to książka znakomita językowo - barwna, pełna opisów, stylistycznej mnogości i biegłości. Twardoch umie pisać i dobrze o tym wie. Wykorzystuje własne możliwości do granic, w zasadzie sam stawia granice.

Ufność we własne możliwości jest wartościową i konieczną składową talentu literackiego. Posiadanie poglądów i przekonań także. Jednak zbytnie przekonanie o własnej wyjątkowości może być zgubne, czasem zapachnie śmiesznością. Oby ciągłe manifestowanie własnej odrębności nie skończyło się groteską. 

"Chołod" polecam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz