wtorek, 19 kwietnia 2022

Szczepan Twardoch - Byk [recenzja]

 

Ilustracje Bartek Arobal Kociemba

Wydawnictwo Literackie

Kraków 2022


Po przeczytaniu ostatnich linijek zaczęłam macać zęby językiem. W ramach refleksji. Pierwsze wrażenie nijak się miało przeżyć towarzyszących poprzednim książkom S.T. Tam od razu na pierwszy plan wysuwały się uznanie, szacunek, czasem podziw. Dla dzieła. Dla Autora. Dla wspólnych chwil podczas lektury. Albowiem czytając tamte czuć było obecność ich Twórcy.

A tutaj: liczenie zębów językiem. W te i we wte. W ramach recenzji. Dla dociekliwych: zęby w pełnej liczbie i wszystkie na miejscach.

Czy to co przychodzi mi od razu na myśl po lekturze "Byka" jest prawdziwe? Drogi są dwie: TAK albo NIE.

Jeśli TAK, to: mamy do czynienia z rodzącą się w wielkich bólach i bez przekonania, formułą, która powstała bo musiała, bo wisiał jakiś miecz Damoklesa pod postacią nacisków wydawniczych czy czytelniczych. Formuła ta wygląda na mocno nawiązującą do "Bowie'go w Warszawie", co źle wpływa na odbiór - Masłowska i Wilczyński byli pierwsi. Pióro i kreska/kolor tam wypadły świetnie, tu są tylko kolejnym wcieleniem. Nic ze świeżości. Nieświeżość.

Jeśli TAK, to: mamy do czynienia z niemocą twórczą. Powielana przez wieki i po wielokroć (w literaturze, w kinie, w teatrze, ale nade wszystko w życiu) historia przegranego, skompromitowanego, opuszczonego, samotnego od zawsze człowieka, którego co i rusz podgryza wspomnienie traumatycznego dzieciństwa i rodzinnego bagażu doświadczeń (z oczywistym trupem w szafie), ma swój finał w spowiedzi, kiedy to doprowadzony na skraj nie ma już nic do stracenia. Bla, bla, bla. Odgrzewany kotlet. W świecie w trendach przoduje wege. Kotlet nie przejdzie. Chyba, że wegański. A przecież śląska historia nie obejdzie się takim erzacem.

Jeśli TAK, to: muszę nawiązać do tytułu pewnej prześwietnej wystawy, która dawno temu wisiała w opluwanej w "Byku" Warszawie, w "Zachęcie". Brzmiał on mniej więcej tak: "Malarstwo jest stare, a może nawet zmęczone". Parafrazując ów tytuł mamy moje zdanie o aktualnej formie pisarskiej S.T. Ukrywanie braków, chęci pod przykrywką (ach, jakże wygodną) monologu, do tego scenicznego, jest posunięciem, które daje wiele możliwości odautorskich tłumaczeń w razie czego. Acz, ta forma, w tym przypadku i w mojej ocenie jest tylko sposobem na ubranie marnej, nudnej, zgranej historii, która literacko nie broni się wcale, ale pod przykrywką monologu Autor może próbować.

Jeśli TAK, to: targa mną duże rozczarowanie. Szanowny Autorze, jeśli czujesz niemoc, nie pisz. Poczekaj.  Nie idź drogą wytyczoną (rozjechaną raczej) przez R. Mroza. On jeden to i tak zbyt wiele, jak na ten rynek.

Jeśli TAK, to: odradzam lekturę "Byka". Brzmi podejrzanie marnie, a te finałowe akcenty z Minotaurem są przeraźliwie tanie, wręcz kiczowate. Momentami nie mogłam uwierzyć, że wyszło to spod pióra S.T.

Jeśli TAK, to: skucha.

Jeśli NIE, to: mylę się.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz