Wydawnictwo Czarne
Wołowiec 2017
Przedwojenny sekretarz i dyrektor biura PAL, (nomen omen) Michał Rusinek był zdania, że Makuszyński "nie mieścił się w nowych czasach (mowa o komunizmie), był na odstrzał, bo ani lewicowy, ani postępowy, a w dorobku piosenki o ułanach, książki o Lwowie".
Autor próbuje pokazać Makuszyńskiego z różnych stron i całkiem sprawnie mu się to udaje. A to wcale nieprosta sprawa. Mizogin, niechętny dzieciom, fatalnie traktujący w swej literaturze postaci kobiece (dorastające i całkiem małe są warte uwagi, te dorosłe to ewentulana ozdoba, częściej zaś utrapienie i chodząca głupota) był jednocześnie dowcipnym, inteligentnym i słynącym z celnych ripost korespondentem i recenzentem wielu gazet.
Wiele w życiu doświadczył: od popularności, wielotysięcznych, wznawianych co i rusz nakładów książek po cenzurę, zakaz wydawania, głód, biedę i wojenną i powojenną poniewierkę. Miał szczęście do ludzi, ale potrafił też zajść im za skórę (sławetne kpiny z Zakopanego i jego mieszkańców).
Urbanek sięga po przedwojenne recenzje, przedruki ówczsnych gazet, wspomnienia znajomych twórców oraz całą galerię sytuacji i anegdot z Makuszyńskim związanych. Szczególnie interesujące są lata jego służby wojskowej.
W zasadzie całą tę książkę czyta się z pewnym poczuciem straty. Wiedząc, że historia zgotowała klęskę II wojny, która przecięła całą międzywojenną sielankę mam ciągłe wrażenie, że wszystko to co miało miejsce przed wojenną cezurą było jakby na kredyt, jakby nierzeczywiste. Pustka i wyrwa jaka pozostała po kulturalnym, społecznym, a nade wszystko ludzkim życiem jest dojmująca i bolesna. Czytając o planach Makuszyńskiego na rok 1939, o planowanych publikacjach czuć żal za tym co być mogło i za żal przez to co się wydarzyło. Czcze gadanie, ale ból i żal prawdziwy.
Jedno jest pewne, po lekturze biografii wracam do książek Makuszyńskiego. Na pierwszy ogień idzie "Awantura o Basię".