Wołowiec 2013
Mam problem z tą książką.
Nie jest ona ani biografią, ani klasycznym reportażem. W zasadzie trudno jednoznacznie powiedzieć czym jest.
W posłowiu autorka przyznaje, że praca nad książką zajęła jej dziewięć lat, łączenie w pracą w archiwach i zbieraniem materiałów. To z pewnością robi wrażenie, jednak nie powoduje, że nabieram przekonania do samej historii.
Po śmierci Marleny Dietrich, do Berlina trafiają pamiątki po niej, łącznie 25 ton zapisków, ubrań, przedmiotów codziennego użytku. Jest tam także niepozorny notes z kilkoma polskimi nazwiskami.
I to był przyczynek do poszukiwań dla Angeliki Kuźniak.
Polskie akcenty związane są z tournée, jakie w 1964 i 1966 Błękitny anioł odbył po kilku miastach, między innymi: Warszawie, Gdańsku, Wrocławiu. Skrupulatność i wyjątkowy pedantyzm Marleny spowodowały, że z notatek możemy poznać zarówno temperaturę powietrza podczas każdego dnia wizyty w Polsce, ale też zaznajomić się z jej wydatkami czy ówczesnymi kursami walut.
Ze wspomnień jej współpracowników, a także osób, które w Polsce miały z nią mniejszą czy większą styczność, wyłania się chłodna profesjonalistka, całkowicie oddana sprawie. Taka, która zauważy spóźnienie szeregowego muzyka, usterkę jednej lampy na scenie, czy przeciągającą się naprawę aparatu fotograficznego. Kobieta kontrolująca. Kobieta lustrująca. Kobieta weryfikująca. Bardzo poważnie podchodząca do wszystkich swoich zobowiązań, zadań i projektów.
Skupiona na sobie, znająca swoją wartość, planująca wszystko z wyprzedzeniem. Jednocześnie skryta, pełna tajemnic, dyskretnych uczuć i relacji, a do tego silna i charakterna kobieta, nie bojąca się krytykowania i odrzucenia hitleryzmu w latach jego rozkwitu.
Zresztą, sprawy z nazistami ciągnęły się za nią do samej śmierci, a nawet długo później, o czym także pisze autorka.
Posągowa Marlena (co nie jest niespodzianką) to tylko fasada, za którą chowała się samotna, zgorzkniała kobieta. Wspominana przez córkę, wnuki, za każdym razem, przy każdym wspomnieniu pokazuje się z innej strony: czuła babcia, wymagająca matka, kobieta wielu oblicz i nastrojów.
Angelika Kuźniak odkrywa kolejne jej wcielenia, ilustrujące je kolejnymi przypisami z życia.
Mimo wszystko nie potrafię przekonać się do tej książki, być może przez jej fragmentaryczność (przecież zamierzoną).
Ze wspomnień jej współpracowników, a także osób, które w Polsce miały z nią mniejszą czy większą styczność, wyłania się chłodna profesjonalistka, całkowicie oddana sprawie. Taka, która zauważy spóźnienie szeregowego muzyka, usterkę jednej lampy na scenie, czy przeciągającą się naprawę aparatu fotograficznego. Kobieta kontrolująca. Kobieta lustrująca. Kobieta weryfikująca. Bardzo poważnie podchodząca do wszystkich swoich zobowiązań, zadań i projektów.
Skupiona na sobie, znająca swoją wartość, planująca wszystko z wyprzedzeniem. Jednocześnie skryta, pełna tajemnic, dyskretnych uczuć i relacji, a do tego silna i charakterna kobieta, nie bojąca się krytykowania i odrzucenia hitleryzmu w latach jego rozkwitu.
Zresztą, sprawy z nazistami ciągnęły się za nią do samej śmierci, a nawet długo później, o czym także pisze autorka.
Posągowa Marlena (co nie jest niespodzianką) to tylko fasada, za którą chowała się samotna, zgorzkniała kobieta. Wspominana przez córkę, wnuki, za każdym razem, przy każdym wspomnieniu pokazuje się z innej strony: czuła babcia, wymagająca matka, kobieta wielu oblicz i nastrojów.
Angelika Kuźniak odkrywa kolejne jej wcielenia, ilustrujące je kolejnymi przypisami z życia.
Mimo wszystko nie potrafię przekonać się do tej książki, być może przez jej fragmentaryczność (przecież zamierzoną).
Ja raczej się nie skuszę.
OdpowiedzUsuń