Wydawnictwo Znak
Kraków 2018
W gąszczu zachwytów i fascynacji twórczością Saundersa próbuję się odnaleźć z moim rozczarowaniem.
Powieść tę traktuję jak ćwiczenie stylistyczne, nużącą rozgrywkę z czytelnikiem, w której ceną są jego uwaga i cierpliwość.
Zaczyna się dobrze, jest interesująco, wytrzymuję formę.
Jednak po kilkudziesięciu stronach tego (bądź co bądź) wyjątkowego szablonu jaki stosuje autor jestem znudzona i rozczarowana.
Ileż można?
Czuję, że autor dobrze się bawi i rozwija swoje literackie eksperymenty. Zmienia sposób narracji, styl wypowiedzi, gatunki, bawi się konwencją. I już. A gdzie historia? Przemyka w pojedynczych wypowiedziach (każda utkana z innej estetyki, formy, kolorytu), ale to jednostkowe zakusy.
Irytujące były fragmenty/wypowiedzi/przemowy postaci stylizowane na archaiczne. Wypadło to pretensjonalnie i manierycznie. Nieznośnie po prostu.
Jednak wciąż czuć dobre samopoczucie autora.
Osią opowieści jest śmierć syna prezydenta USA. Wokół szaleje wojna, giną na niej tysiące amerykańskich obywateli, których masowe (a co za tym idzie) bezimienne umieranie zestawia się we śmiercią ukochanego syna Abrahama Lincolna. Cierpienie rodziców - niezmierzone i ponadludzkie świadomie zestawia się z cierpieniem i stratą jaką ponosi narów. Jakże różne są to sytuacje!
Sam Lincoln odwiedza grób syna, jest tam wówczas obserwowany przez duchy, zawieszone między światami.
I tu od razu nasuwa się podobieństwo do mickiewiczowskich "Dziadów", gdzie duchy również konstatowały swoje ziemskie relacje.
Saunders podkreśla przede wszystkim problemy wynikające z nierówności społecznych, rasizmu, nienawiści, sięga po duchy, które to problemy wciąż trawią cmentarnych bohaterów, a raczej to, co z nich zostało.
Trudno tu jednak o generalizowanie i wysunięcie ze skarg i gwaru duchów jakąś uniwersalną prawdę.
Dla większości czytelników ta powieść to przebłysk geniuszu, dla mnie zabawa literacka, której stawką jest dobrnięcie do końca bez znużenia.
Ja raczej się nie skuszę :)
OdpowiedzUsuń