Wydawnictwo WAB
Warszawa 2016
Proza Shalev jest gęsta, intensywna, pełna trudnych emocji. Lepi się do czytelnika, osacza go z każdej strony, nie pozwalając swobodnie oddychać. Z drugiej strony jej energia i ekspansywność zarażają, urzekają, wciągają. Dochodzi do paradoksu: chcę czytać, choć nie chcę czytać...
Ból to kolejna opowieść o związku, wspomnienie początków, bilans zysków i strat widziany po latach, a przede wszystkim sytuacja stron w obliczu powrotu pierwszej, dawnej miłości.
Oto Iris, czterdziestoparoletnia mieszkanka Jerozolimy spotyka Ejtana, swego młodzieńczego ukochanego. Pomimo upływu lat pamięć (a także rana pozostała po zerwaniu) jest wciąż żywa. Na nowo wybucha uczucie, pasja, kochankowie próbują odrobić czas, jaki przepadł im przez lata osobności.
Szczerość uczucia, potrzeba bycia kochaną, dostrzeganą jest niezwykle silna. Iris porzuca skrupuły, wygląda na to, że pozostawi męża (dzieci już samodzielne) i odejdzie do pierwszej prawdziwej miłości.
Dylematy, rozterki, wybory, kobiece przemyślenia i intuicja, a także ten szczególny szósty zmysł, który wyostrza postrzeganie, pozwala nazwać to, co zwykle nienazywalne.
Tytułowy ból przenika przez każdą stronę. Iris cierpi w nudnym, osobnym, niewypracowanym, zaniedbanym małżeństwie. Ból to także tęsknota za miłością, młodością i zdrowiem (10 lat wcześniej została poważnie ranna w zamachu bombowym). Kolejna dotkliwość to relacje z dziećmi, a w szczególności z córką, która porzuciła rodzinne gniazdo i (według intuicji matki) trafiła do nieciekawego towarzystwa, które stanowi zagrożenie dla jej niezależności.
Boli upływający czas, starzenie się rodziców (matki). Najważniejszy jest jednak ten najpierwszy, młodzieńczy, wciąż żywy ból porzuconej, zakochanej do granic możliwości dziewczyny, która wciąż tkwi w dojrzałej Iris.
Shalev ma skłonność do oglądania szczegółów z każdej strony. Rozkłada je na czynniki pierwsze, smakuje, szuka nowych dróg, cały czas pamiętając o tym, że jej bohaterka przeżywa wewnętrzny dramat.
Dla mnie najcenniejsze w książkach Shalev jest odniesienie do współczesnego Izraela, mojego ukochanego Tel Avivu, tajemniczej Jerozolimy, miejsc, które tętnią życiem, każde na swój niezwykły sposób. Odrobina lokalności, specyfiki państwa podana przez autorkę jest wspaniałym smaczkiem, dla mnie istotniejszym niż miłosna historia, a to dlatego, że porównuję go z moimi odczuciami i izraelskimi tęsknotami.
Może dlatego nie skupiłam się na zakończeniu, które dla paru osób jest kontrowersyjne, dla mnie wciąż żywy jest obraz barwnego bulwaru Rotschilda czy tętniącej życiem Dezingoff Street.
O rany, lecę zabukować bilet do Tel Avivu!