Wydawnictwo: Nisza
Warszawa 2021
Opowiadania mają się dobrze, szczególnie te pisane przez kobiety. Osobną sprawą, niekoniecznie przyjemną jest systematyzowanie literatury z podziałem na płeć, ale ulegając uwarunkowaniom kulturowym i wychowawczemu chomątu, powielam ten przykry podział. Bo łatwy.
Popracuję nad sobą, obiecuję, a teraz: Małgorzata Boryczka i jej nieobojętna opowieść o prowincji. Takiej, w której żywa jest pamięć o Karelu Gottcie, gdzie wciąż stoi ruski czołg, a w sobotę w knajpie dają "koncert starych pierdzieli".
Ta prowincja to także "Scheda" co drugie pokolenie, gdzie wśród kobiet dziedziczone jest słyszenie myśli ludzi wokół, gdzie lekarz jest nadal najbardziej szanowanym obywatelem, a wszystko co w jakimkolwiem stopniu odstaje od ogółu jest uznawane na nienormalne, a to prosta droga do potępienia, stąd zabiegi przytomnej babci mające na celu ocalenie wnuczki przed małomiasteczkowym potępieniem.
W snutych przez Autorkę opowieściach relacje rodzinne to zwykle problematyczna materia: matka, która wiecznie wisi na telefonie, nie interesując się rodzinnym życiem; matka, która nie chce dowiedzieć się prawdy o córce, która przeszła piekło, dla której pozory gwarantują domowy mir.
Mężczyźni nie lepsi - są słabi: uciekają od żon, zasiewają niebezpieczny ferment (ksiądz plotkarz, niszczący życie kobiecie), piją, stosują przemoc seksualną, to nieudacznicy, z byle powodu (np. słabość do siekiery) wpadają w tarapaty.
Prowincja ma swoje problemy. Najsilniej doskwierały mi w "Źródle", gdzie zawiść i plotka potrafią zniszczyć wszystko. To bardzo dojmujące opowiadanie, parzące analogią do historycznych pogromów, które pokazuje, a nas czytelników przestrzega, że do słowa do czynu jest bardzo krótka droga, od fasynacji do tępego amoku ledwie krok. A wszystko ukryte za grą pozorów, sąsiedzkimi uśmiechami i pozorną niewinnością, tych o największym w społeczności autorytecie.
Kolejna mocna historia to "Krzyżówka", tocząca się na kanapie pozornie niewinna, podskórnie traumatyczna opowieść, która nie zostaje opowiedziana. Między kolejnymi hasłami krzyżówki rozwiązywanymi przez matkę, nastoletnia córka próbuje zwierzyć się, podzielić, uzyskać pomoc w kwestii najbardziej traumatycznego zdarzenia jej życia. Ta historia to mocny cios w fasadowość relacji rodzinnych, atrapę uczuć i związków na linii: rodzic-dziecko. Porażający i przerażający finał jest mocnym akcentem całego zbioru.
Mam wrażenie, że Autorka obserwuje swoich bohaterów z dystansu, pokazując ich dominujące cechy w stonowany sposób. Nie wyolbrzmia, nie mitologizuje, nie ulirycznia. Tytułowe perspektywy rozwoju są mżonką, potrzebną, by istnieć, konieczną, by być, ale faktycznie to blaga. Ludzie od wieków są tacy sami: małomiasteczkowi (w znaczeniu: zawistni, knujący, tchórzliwi, okrutni). Wielkość reprezentowana przewrotnie przez dziewczyną naznaczoną metafizycznymi zdolnościami, czy przez niskorosłego "Giganta", który troszczy się o ludzi i środowisko są skazani na porażkę, odstają od perspektywicznie rozwojowego ogółu.