Wydawnictwo Cyranka
Warszawa 2021
Nic nie jest takie jak być powinno.
Szybko się o tym przekonujemy, bo niejedno z opowiadań to życzeniowa fantasmagoria, która w finale poraża brutalnym smutkiem ludzkiego nieszczęścia.
Bo, mimo postulatów codziennych radości i normalności, pozostają one tylko w sferze życzeń. Tak naprawdę rodziny są dysfunkcyjne: ojcowie to przemocowi nieudacznicy i brutale, którzy tyranią kompensują sobie własne braki ("tatuś wisi nade mn a jak topór"). Matki są nieszczęśliwe, przepracowane, z całym domem na głowie ("Mamo, a dlaczego ty nigdy nie musisz spać po dyżurze? (...) - A kto by ci zrobił obiad, córciu?"). Dzieci zaś marzą o rodzicielskim cieple, uwadze, zaangażowaniu, miłości.
Najmocniej te dzieci wybrzmiewają mi w opowiadaniu "Wymarzona historia", w której nierozumiane, zaniedbywane przez matkę rodzeństwo tworzy sobie wewnętrzny obraz idealnej matki, jakże różny od prawdziwego.
Podobnie jest w "UFO" historii dodatkowo podkręconej scenerią lat 90. Lekarska córka, psychicznie porzucona przez rodziców zmaga się z samotnością, niezauważaniem, rodzinną przezroczystością, ale też izolacją od grup rówieśniczych, niepopularnością, która rzutuje na jej samoocenę i poczucie własnej wartości.
Dzieciaki z opowiadań są głęboko nieszczęśliwe, czasem bite, czasem molestowane seksulanie, innym zaś razem katowane psychicznie, bądź traktowane jako zło konieczne. Sfera imaginacji jest dla nich szansą i ucieczką. Czasem poznajemy je po latach, gdy same są dorosłe i próbują niepowtarzać błędów własnych rodziców, nierzadko z marnym skutkiem. Młode pokolenie często używa języka skargi na zastany świat, tak popieprzony, że aż nieopisywalny.
Dziewczyny wkraczające w dorosłość napotykają przetrąconych partnerów, którzy poza chwilową fascynacją oferują im oziębłość, dystans i rezerwę, a finalnie mało elegancie rozstanie, czasem też z wątkiem przemocowym. Te dziewczyny mają kiepską pracę, marne zarobki, fatalną umowę, a do tego feedback pracowy oznajmujący, że są najsłabszym i niepotrzebnym ogniwem w zawodowym konglomeracie. Niespełnione, rozczarowane, mające problemy z przeżyciem do pierwszego, często obarczone dziećmi (bez tatusia lub z tatusiem dochodzącym), które kiedyś też zostawią je bez słowa, balansują na granicy sensu.
Niewesoła jest diagnoza społeczeństwa opisywanego przez Katarzynę Michalczyk. Ewidentnie mamy problem. Niejeden. Ten z tożsamością, empatią, widzeniem drugiego człowieka, panowaniem nad własnym ja (o ile gdzieś po drodze go nie zgubimy). Jakimś wyjściem jest ucieczka w ułudę i krainę marzeń. Gorzej, że kiedyś trzeba będzie zeskoczyć z uroczej chmurki, by chwilę pożyć naprawdę, a co wtedy?