poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Jørn Lier Horst - Poza sezonem [recenzja]

Trzeci tom przygód komisarza Williama Wistinga. Tym razem musi się on zmierzyć z morderstwem popełnionym wśród domków letniskowych. Z jednej strony trup, z drugiej splądrowane dacze. Czy istnieje między nimi wspólny mianownik, czy też są zupełnie oddzielnymi przejawami zepsucia i działań przestępczych?
Komisarz, jak zwykle wiedziony swym wieloletnim doświadczeniem, a przede wszystkim policyjną intuicją odkrywa coraz to nowe fakty i tropy. Niektóre z nich prowadzą aż na Litwę, państwo, które staje się dla autora idealnym przykładem na zobrazowanie różnic między bogatymi i biednymi państwami europejskimi. Prawdę powiedziawszy nasz północno - wschodni sąsiad wypada bardzo niekorzystnie: miejsce pełne sprzeczności, szemranych typów, biedy graniczącej ze skrajnym ubóstwem, ludzi złamanych i nijakich, którzy jedynego wyjścia z beznadziei upatrują w rabowaniu norweskich krezusów.
Jeśli idzie o samą intrygę, niektóre z rozwiązań mogą się wydać zaskakującymi, inne bardzo interesującymi.
Wisting, a także jego córka Line (dziennikarka śledcza) znów starają się dotrzeć do prawdy.
Poza sezonem różni się od wcześniejszych części rozmachem: mamy tu więcej służb policyjnych, współpracę międzynarodową, a także tajemnicze zgony okolicznego... ptactwa.
Być może ze względu na wcześniejszy wykonywany zawód Horsta (policjant), jego pisarstwo wydaje  się być bardzo prawdziwe, zdarzenia prawdopodobne, zaś tło społeczne zupełnie zwykłe i takie codzienne. To duży atut cyklu. Wbrew pozorom to, że autor wie o czym pisze, wcale nie jest tak powszechne we współczesnej literaturze, tym bardziej doceńmy prozę Horsta.


Za egzemplarz książki dziękuję wydawnictwu:





sobota, 29 sierpnia 2015

Joann Sfar - Kot Rabina. Bar Micwa [recenzja]

Mogłabym powiedzieć, że nie lubię komiksów, jednak po lekturze Kota Rabina zmieniam zdanie, jestem kompletnie oczarowana twórczością J. Sfara!
Mamy oto historię kota, który po zjedzeniu uciążliwej, gadającej papugi, nagle zaczyna mówić ludzkim głosem. Co ciekawe- zaczyna mówić z sensem! 
Kot mieszka ze swoją ukochaną panią, Zlabią, a także jej ojcem, rabinem w Algierii. Gdy zyskuje dar mowy ojciec Zlabii zabiera go córce, w obawie przed tym co może się jeszcze zdarzyć, gdy dzień zaczyna się od mówiącego kota, strach pomyśleć jak się skończy...
Kot jest bardzo analityczny, logiczny i inteligentny. Uznaje, że skoro ma już świadomość siebie chce być prawdziwym Żydem, domaga się bar micwy! I tak trafia rabin wraz z kotem do swego religijnego mistrza, który podczas rozmowy z kotem posługując się biblijnymi przykładami, ośmiesza się i traci autorytet.
Przenikliwy i bezlitosny kot odziera religię z tajemnicy i powagi. Zadając proste i rozsądne pytania spotyka się z odpowiedziami zaśniedziałymi i skostniałymi. 
Rozmowy kota i rabina są przezabawne, pełne ikry, dystansu, ciągłego puszczania oka do czytelnika. Poważne tematy prześwietlone przez kota poddane zostają nie lada próbie, tylko indywidualna ocena czytelnika może je ocalić lub obalić. Wspaniała rozrywka!
Kolejnym atutem komiksu jest oczywiście kreska: trochę przerysowana, czasem prześmiewcza i karykaturalna, bardzo ekspresyjna i wyjątkowa. Tak charakterystyczna, że od razu można poznać po niej rękę Sfara.
Nie pozostaje mi nic innego, jak sięgnąć po kolejne tomy Kota Rabina, jestem przekonana, że przypadną mi do gustu.

piątek, 28 sierpnia 2015

Darien Gee - Herbaciarnia Madeline [recenzja]

Tego lata nie miałam szczęścia do lektur. Oto kolejny przykład literackiego kataklizmu - Herbaciarnia Madeline
Dostajemy oto historię trzech kobiet, których losy łączą się dość nieoczekiwanie w rzeczonej herbaciarni. Jej właścicielka, Madeline Davis jest nową mieszkanką miasteczka Avalon, która sprowadziła się tutaj idąc na impulsem - ot, spodobał się jej stary dom, kupiła go, urządziła w nim kawiarnię i cieszyła się małomiasteczkową atmosferą i spokojem. Pewnego dnia pojawia się u niej wiolonczelistka Hannah de Brisay, nieszczęśliwa kobieta porzucona przez niewiernego męża. Do herbaciarni przychodzi też Julia Evarts, nieszczęśliwa matka, która kilka lat wcześniej straciła syna, do dziś przeżywającą żałobę. Kobiety zaprzyjaźniają się, dając początek niezwykłym ciepłym wydarzeniom, które na zawsze zmienią mentalność miasteczka.
Kolejnym bohaterem książki jest zakwas chleba przyjaźni amiszów, który po dziesięciu dniach dojrzewania musi być podzielony na cztery części, z czego trzy należy rozdać znajomym i przyjaciołom. Ten przypominający łańcuszek zwyczaj powoduje spore zamieszkanie w miasteczku, a także prowokuje pewne zmiany, które odbiją się szerokim echem poza granicami miasteczka.
Autorka w wolny, spokojny, delikatny, senne sposób snuje swoją małomiasteczkową historię o dążeniu do szczęścia i pokonywaniu własnych barier (poruszane są tu tematy związane z żałobą, porzuceniem, rozwodami, gonieniem za karierą). 
Dla mnie tempo i sposób narracji były odpychające, nudne, spowodowały, że każda kolejna strona była dla mnie wyzwaniem. Pomimo uznania dla poruszanych trudnych tematów, nie potrafię przekonać się do pisarstwa Gee. 
Nuda, nuda i nudyści.

wtorek, 25 sierpnia 2015

Olga Tokarczuk - Księgi Jakubowe [recenzja]

Jakże się cieszę, że Olga Tokarczuk sięgnęła po Jakuba Franka, dzięki czemu stanie się rozpoznawalny wśród większej ilości czytelników. Moim zdaniem zasługuje on na to od dawna, a to, że trafił na warsztat tak dobrej pisarki jest kolejną radością.
Autorka dała mu chyba jeszcze więcej charyzmy niźli miał jej w rzeczywistości. Literacki Jaakow Frank aż skrzy się od czaru, powabu, mistycznych powiewów i zniewalających spojrzeń, które niby świdry przewiercają poszczególne dusze spotykane na jego drodze.
Z dużym pietyzmem, ogromną, godną najwyższego szacunku dokładnością i ilością szczegółów oddała autorka osobę mistyka, jego środowisko i czasy, dodając mu fabularnych kolorów, pokazując go w relacjach rodzinnych, wśród uczniów, mędrców, władców. Widzą go, obserwują, swoje spostrzeżenia spisują w listach, dziennikach, które składają się na fragmenty książki.Z ich opowieści wyłania się Jakub nieodgadniony. Czasem niebezpieczny, czasem przejęty, innym zaś razem sprytny, zawsze zaś pewny swego, pewnie podążający swą drogą. Z powieści wyłania się Frank nieoczywisty, tajemniczy, poszukujący. Bo jakże mówić inaczej o człowieku, który porzuca judaizm na rzecz sabataizmu, by potem zmienić wyznanie na islam, który z kolei porzucił dla chrześcijaństwa. Szukał swej drogi, próbował zbudować własną doktrynę, odważnie czerpiąc z kolejnych swych wyborów religijnych i pogoni myślowych. 
Jakub Frank u Olgi Tokarczuk jest mówcą, nie mędrcem. Opowieściami zdobywał wyznawców. Jakże ciekawe są fragmenty książki dotyczące budowania przez niego wspólnoty, jego zachowania wśród swoich współbraci.
Jednocześnie niezwykle istotne jest całe tło obyczajowe szeroko uwzględnione w książce. Fascynujące czasy wielonarodowej Rzeczpospolitej XVIII wieku, pełnej błota, zimna, bałaganu. Biedne sklepiki, ubogie plebanie pełne wilgoci i dojmującego chłodu zestawia z pokazowymi pałacami biskupimi, gdzie w myśl zasady zastaw się a postaw się religijni możni przyjmują swych gości sutymi kolacjami, które kredytują u Żydów czy Ormian.
Jakże wielka jest przepaść między poszczególnymi warstwami społecznymi, jak widoczne zależności między szlachtą, chłopstwem, czy Żydami. Oj, Rzeczpospolita nie była wcale paradisus Judeorum! Prześladowania, ciągłe pogromy, procesy sądowe, oszustwa i kradzieże powodowały ciągłe migracje i ucieczki starozakonnych. Jakub Frank chciał dać im tę niezależności i bezpieczeństwo. Miał nadzieję, że przez chrzest staną się wreszcie pełnoprawnymi obywatelami z prawem do posiadania ziemi, szacunku i spokoju. Czy udało mu się uzyskać wolność dla swoich wyznawców? Historia jest niestety bezlitosna. Ciężko jest być utopistą na tym świecie, bez znaczenia czy w wieku XIII czy XXI.
Autorka stworzyła też kilka niezwykle interesujących postaci drugo - i trzecioplanowych. Bardzo intrygujące są fragmenty dotyczące życia lekarza Aszera Rubina, którego trzeźwe spojrzenie na rzeczywistość czyni zeń niemal współczesnego nam obserwatora. Pogubiony Moliwda - Kossakowski, który sam już nie wie kim jest. Tajemnicza, zawieszona między światami stara Jenta, która nie potrafi umrzeć, ale poniekąd już nie żyje. Do tego spragniony wiedzy ksiądz Benedykt Chmielowski, który ma nadzieję na stworzenie dzieła totalnego, tłumaczącego świat. 
Ach, jak wiele ciekawych sytuacji, intryg, zdarzeń i postaci kryje ta książka, jak bardzo pociąga ten sposób narracji, ukazana w powieści rzeczywistość!
Olga Tokarczuk popełniła naprawdę dobrą książkę, która, choć wymagająca, daje wiele przyjemności i satysfakcji. A to wiele znaczy.

poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Maxime Chattam - Obietnica mroku [recenzja]

Chattam zaczyna zjadać własny ogon. Goniąc za coraz mroczniejszymi, przerażającymi, obcesowymi i zdumiewającymi tematami robi się i niesmaczny, i śmieszny, ale też nudny.
Tym razem pofantazjował tak mocno, że jego opowieść przestaje być spójną i prawdopodobna historią. Niektóre wątki i rozwiązania zaproponowane w opowieści nijak się nie zgrywają, są tak wydumane, że aż odpychające, budzące wątpliwości.
Odnoszący sukcesy nowojorski dziennikarz, Brady O'Donnel czuje, że się wypala. Nudzi go (choć piękna, mądra, dająca mu dużo swobody) żona policjantka, nie ma pomysłu na kolejny reportaż, potrzebuje dreszczyku emocji. Za podszeptem przyjaciela umawia się na wywiad z aktorką (chociaż nie wiem czy to dobre określenie) filmów porno, które to spotkanie ma być inspiracją do napisania kolejnej porywającej historii. Podczas rozmowy dziewczyna strzela sobie w twarz, Brady ucieka, mając nadzieję, że nikt nie widział go na miejscu wypadku. Ponieważ wydarzenie to kompletnie pozbawia go resztek spokoju, postanawia na własną rękę dowiedzieć się dlaczego dziewczyna popełniła samobójstwo. Sytuacja się zagęszcza, dodatkowo śledztwo nad makabrycznym samobójstwem przejmuje żona dziennikarza.
O"Donnel dociera do mrocznych, mocno zakamuflowanych miejsc Nowego Jorku, odkrywa, że istnieje też drugie, kompletnie odrębne miasto, kryjące wielu wynaturzeńców, dziwaków, niebezpiecznych psychopatów. Za wszelką cenę chce on przeniknąć w ten zaklęty krąg, nie zdając sobie do końca sprawy z tego czym to grozi.
Chattam napisał takie dyrdymały, że aż trudno w to uwierzyć. Może przymierza się do ekranizacji własnej książki w ramach kina klasy C albo i niżej.
Do tej książki lubiłam jego styl, mroczny, ponury, tym razem jednak posunął się za daleko i otarł o śmieszność.
Splot okoliczności, intryga, a także wiele szkarady i makabry czyni tę książkę odpychającą. Gdy następnym razem zobaczę gdzieś na horyzoncie książkę Chattama zastanowię się dwa razy nim po nią sięgnę.

niedziela, 23 sierpnia 2015

Katharina Hagena - Smak pestek jabłek [recenzja]

Cóż za tragiczna nuda. Senność grozi już na pierwszej stronie, potem jest tylko gorzej.
Autorka neurotycznie, nudno i bez pomysłu snuje swoją historyjkę, najwyraźniej sama znudzona własnym konceptem.
Mamy oto Iris, kobietę, która przyjeżdża na pogrzeb babki i zostaje na otwarcie testamentu. Okazuje się, że zgodnie z wolą zmarłej dziedziczy ona stary dom rodzinny - a jakże! - pełen tajemnic.
Iris zaczyna myszkować w pokojach, odkrywa stare ubrania matki, ciotek, babci, które wciąż leżą w szafach, przypomina sobie rodzinne historie, ale także nawiązuje znajomości z tubylcami.
Dzięki temu poznaje kolejne sekrety swoich przodków, odświeża znajomości z czasów dzieciństwa, kiedy to wielokrotnie spędzała u dziadków wiele dni.
Nie odkryłam tu ani magii (wręcz śmieszne wydały mi się te nawiązania do porzeczek, które nigdy nie były czarne, zawsze zmieniały kolor na białe, czy też niedorzeczne opowiastki o krzesaniu iskier z rąk jednej z ciotek), ani zagadki nie wydały mi się specjalnie zagadkowe, a już na pewno nie ma ta książka żadnego tzw. klimatu.
Zmarnowane pieniądze, ot co.
Nie polecam, wręcz odradzam, i pytam samą siebie: co się dzieje z wydawcami w tym kraju? Gdzie ich poczucie smaku?

sobota, 22 sierpnia 2015

Agatha Christie - Wczesne sprawy Poirota [recenzja]

Zbiór kilkunastu opowiadań o przygodach mojego ulubionego bohatera powieści Agathy Christie. Są one bardzo zróżnicowane nie tylko tematycznie, ale też obyczajowo – Poirot zajmuje się sprawami lordów i prominentnych polityków, ale też poszukuje zaginionej kucharki, czy włamuje się do domu pewnego oszusta i szantażysty. W jednym z utworów po pomoc zgłaszają się doń nawet bandyci, którzy usilnie próbują odzyskać zrabowane skarby. Tworząc postać Poirota autorka zrobiła wielką przyjemność wielu czytelnikom. Jego styl, małe nerwice natręctw, umiłowanie porządku, urocze kaleczenie niektórych słów, a także dystans do Brytyjczyków, cały wachlarz ukrytych (np. umiejętność korzystania z wytrychów) czy jawnych umiejętności ( przede wszystkim dedukcja i porażająca znajomość ludzkiej natury), stanowią o niepowtarzalności i uroku tej literackiej postaci.
Poirot ze swym flegmatycznym sposobem bycia, ma wielkie szczęście do ludzi: wierny przyjaciel Hastings, który towarzysząc w szeregu śledztw spisywał poszczególne przygody, inspektor Japp, który chętnie otwiera mu drogę do rozwiązywania kryminalnych zagadek, a także niezwykła sekretarka Poirota, osoba obdarzona wielką intuicją, która nie raz swą analityczną opinią naprowadziła naszego detektywa na właściwe tory.
Ten zbiór opowieści to wspaniała rozrywka.

piątek, 21 sierpnia 2015

Jacek Cygan - Klezmer [recenzja]

W Krakowie najbardziej lubię Festiwal Kultury Żydowskiej z jego niepowtarzalną atmosferą, a także pewność, że ilekroć wstąpi się do Klezmer Hois, to spotka się tam Leopolda Kozłowskiego, niezwykłego i charyzmatycznego człowieka - orkiestrę. Nawet jeśli go tam chwilowo nie będzie, na posterunku pozostaje Jego charm i styl.
Po lekturze Klezmera, będę patrzyła na wspaniałego Poldeczka z jeszcze większym szacunkiem i podziwem. Nie chodzi mi tylko o jego trudne, momentami koszmarne przeżycia, ale przede wszystkim o szczerość na jaką pozwolił sobie opowiadając Jackowi Cyganowi historię swego życia. Bez taryfy ulgowej, bez tabu, za to z wielkim dystansem i humorem opisuje własne perypetie.
Czytając tę opowieść niejednokrotnie można pomyśleć o roli przypadku czy przeznaczenia. Bo jak inaczej mówić o sytuacji w której życie ratują... skrzypce? II wojna światowa. Leopold Kozłowski wraz z bratem i ojcem przedzierają się lasami do domu, natrafiają na hitlerowski patrol. Widzą wymierzone w siebie karabiny. Nagle okazuje się, że jeden z Niemców chce posłuchać muzyki. Gdy przerażeni Kleinmanowie (nazwisko rodowe Kozłowskiego) grają na jego polecenie nie wiedzą jeszcze, że za chwilę będą mogli odejść wolno. Muzyka uratowała im życie.
Innym razem kula trafiła w Poldkowy akordeon, w getcie również postrzegany był przez umiłowanie muzyki, nie raz był zmuszony przygrywać Niemcom podczas ich wieczornych spotkań. Niektóre z tych wspomnień są tak straszne, tak porażające, że nie sposób o nich zapomnieć, co chwilę wracają do czytelnika, wywołując ból i współczucie. 
Jak wiele wycierpiał Leopold Kozłowski i jego rodzina... Jak wielką miał wolę życia, jak ogromne siły, które pozwoliły mu pozostać przy życiu, jemu, tylko jemu.
Cygan, mimo ciężaru gatunkowego tematyki umie opisać losy swego bohatera w pełen szacunku sposób, który wyraża uznanie, poważanie, ale nie jest to styl współczujący, czy litość. Wyczuwa się troskę i wsparcie, jak to w prawdziwej przyjaźni. 
Wspaniały Leopold Kozłowski przeżył to, co absolutnie nie było do przeżycia, mało tego, umiał żyć dalej, pracować, tworzyć, co dzięki niebiosom robi do dziś.
Ta książka wzruszyła mną do głębi. Brakuje mi słów. Mocny, choć pozbawiony patosu portret człowieka, który ma niebywałą wolę życia, wielki na nie apetyt, ale ma też niezbywalne cierpienie, które pozostało po utraconych bliskich, siłą pozbawionych życia i przyszłości.
Książka ku przestrodze, by pamiętać jak straszny był wiek XX, ale też ku pokrzepieniu serc, by pamiętać, że w człowieku siła.

czwartek, 20 sierpnia 2015

Agatha Christie - I nie było już nikogo [recenzja]

Cóż za wywrotowa historia. Ku mojemu żalowi nie występuje w niej Hercules Poirot, ku mej radości nie ma tu Panny Marple. Mamy za to zupełnie nieprawdopodobną opowieść, która łączy w sobie ważne pytania, klaustrofobiczne nastroje, a  także ciekawość i odwieczne pytanie: kto stoi za morderstwami...
Autorka postanowiła umieścić akcję powieści na maleńkiej wyspie, gdzie pośród skał stoi piękna willa do której dostać się można jedynie łodzią, jedynie w pogodne dni, jedynie na zaproszenie tajemniczego właściciela.
Już od pierwszej strony poznajemy bohaterów opowieści, którzy po kolei otrzymują dziwne listy – zaproszenia na tajemniczą Wyspę Żołnierzyków.
Różne są powody ich przybycia na miejsce akcji, za każdym razem inne, za każdym razem świadczące o tym, że autor zaproszenia doskonale zna ich zwyczaje i historię życia.
Już podczas zapoznawczej kolacji robi się niebezpiecznie, chwilę później pojawia się pierwszy trup.  Prawdziwa panika zaczyna się jednak po śmierci drugiej osoby – w tak krótkim czasie dwa zgony nie mogą być przypadkiem. Gdy goście wpadają na trop wierszyka o dziesięciu żołnierzach, który każdy z nich ma zawieszony gdzieś w pokoju, okazuje się, że kolejne osoby giną w sposób opisany w poszczególnych strofkach. Na nic wyścig z czasem, na nic nieufne spoglądanie na sąsiadów. Co chwilę życie traci kolejna osoba. Każdy zaś doskonale zdaje sobie sprawę, że nie ginie bezpodstawnie, historia każdej osoby kryje w sobie brudną tajemnicę. Pojawia się ważne pytanie o sprawiedliwość – czy istnieje i czy można egzekwować ją w każdej sytuacji?
Laur zwycięstwa dla tego czytelnika, który jako pierwszy zgadnie kto był mordercą, o ile zgadnie...
Agatha Christie w wybornej formie, doskonały klimat powieści, ciekawe tło obyczajowe, i ten stateczny, flegmatyczny, poukładany angielski sposób przedstawienia stanu rzeczy. Doskonała wakacyjna lektura.

środa, 19 sierpnia 2015

Magdalena Grzebałkowska - 1945. Wojna i pokój [recenzja]

Hmmm... Od czego zacząć, co napisać?
Czekałam na tę książkę, w przekonaniu, że będzie wydarzeniem. Moim błędem było zapewne rozciąganie lektury w czasie, stąd też ostrożne teraz podejście do poszczególnych rozdziałów.
Książka wydaje mi się nierówna. Niektóre jej rozdziały wciągają, dostarczają informacji niezmiernie interesujących, inne są letnie, może ze względu na brak świadków, odległość czasu, zmiany jakie nastąpiły w czasie między końcem wojny a współczesnością. I tak absolutnie porażający jest rozdział nazwany po prostu Barachło, opisujący Polaków szabrujących mienie poniemieckie na ziemiach odzyskanych. Barwna, mocna opowieść jest tak plastyczna, pisana prostym, reporterskim językiem, że niemal przywołuje obraz tamtych chwil. Podobnie rzecz się ma z opowieścią o otwockim żydowskim domu dla sierot (Ja nie sziksa, ja Żydówka) oraz Warszawa. Rzeczy pierwsze opisująca dramatyczny pierwszy rok wolności w stolicy, pełnej trupów, wielkiego odoru rozkładających się zwłok, ciągłych ekshumacji, rozminowania ruin, a także braku mieszkań, problemów z pozyskaniem żywności.
Grzebałkowska pokazała już siłę swojego pióra w biografii Beksińscy. Portret podwójny. Z jednej strony nie musi już nikomu niczego udowadniać, z drugiej nie może sobie pozwolić na osiadanie na laurach... Sięgając po historię roku 1945 z jednej strony naraziła się na pewne niebezpieczeństwo: pisania o historii dawno opowiedzianej, o której niby wiemy już wszystko, z drugiej jednak, dzięki reporterskiemu językowi nie tylko obroniła swój pomysł, ale też nadała historii świeżości, nowości. Zwyczajni ludzie, którzy po wielu latach koszmarnej wojny muszą się odnaleźć w nowej rzeczywistości są siłą i osią tej publikacji. Przerzuceni na Ziemie Odzyskane, uciekający na okręcie Wilhelm Gustloff, czy też tworzący administrację we Wrocławiu pełnym gruzów są tak wyraziści, tak mocni kolorytem, że aż porażający.
Grzebałkowska wie o czym pisze, nie chodzi mi tylko o jej zawodowe przygotowanie, ale przede wszystkim o jasność i pewność w działaniu: narzuciła sobie bardzo sprytny schemat, który miesiąc po miesiącu fragmentami z ówczesnych gazet pokazuje czym żyła Polska, jakiego rodzaju problemy dotykały ludzi, a między te kronikarskie urywki wkłada poszczególne rozdziały opisujące istnienia poszczególne.
Znakomity pomysł rozszerzający perspektywę, odsłaniający przed czytelnikiem całe przebogate spektrum bolączek, nastrojów, postaw, problemów ówczesnego świata.

Czytajcie by wiedzieć więcej.