Pierwsze co uderza to temperatura. Znajdujemy się w upalnym Teksasie, pełnym nieużytków, pustych dróg, sennych, wyglądających na opuszczone miasteczek, gdzie prym wciąż wiodą konserwatywni teksańscy ranczerzy, dla których samodzielne wymierzanie sprawiedliwości stoi na porządku dziennym.
Jest gorąco, upalnie, czytam i nie mam czym oddychać. To dobrze. Książka ma wciągać w świat przedstawiony, ma urzekać, ma sprawiać wrażenie prawdziwej i dotykalnej,
Tym razem Lee Child ubrał się w kostium Aghaty Christie - mamy jednego trupa, potem następnego, a kandydatów do zabójców na tym końcu świata wcale nie jest tak wielu. Reacher zaczyna po kolei, metodycznie sprawdzać kto zabił...
Wałęsający się po USA Jack Reacher trafia do Teksasu. Gdy (zupełnie bez nadziei na powodzenie) łapie okazję w koszmarnie upalny dzień, niespodziewanie zatrzymuje się na jego drodze Carmen Greer, żona bogatego i ustosunkowanego właściciela roponośnych pól. W drodze poznaje on historię jej życia, okazuje się, że pani Greer jest ofiarą przemocy domowej i drży o własne życie. Nasz bohaterski Reacher postanawia pomóc bidulce, a co za tym idzie, sam pcha się prosto w paszczę kłopotów.
Wszystko staje na głowie, gdy rzekomy kat staje się ofiarą, zaś wystraszona, potulna ofiara zostaje postawiona w stan oskarżenia. Reacher chcąc pomóc Carmen, musi najpierw odsiać wszystkie kłamstwa których się dopuściła. Nie ona jedna zresztą, okazuje się, że niemal każdy zamieszany w sprawę ma coś do ukrycia, bądź też skrzętnie chowa prawdę o sobie. Jak odnaleźć się w tej trudnej sytuacji, podkręcanej dodatkowo niemożebnym upałem?
Reacher musi działać szybko, zabójca przygotował kolejną, okrutną niespodziankę, czas nie jest sprzymierzeńcem naszego bohatera, a ten musi dokonać niemalże cudu, by sprawiedliwości (i prawdy) stało się zadość.